O młynie dzierżawionym od hrabiego Mikołaja Reya – właściciela Przyborowa, budowie tartaku, słynnym samochodzie marki Ford i przechowywaniu bloków lodu w lecie w czasach kiedy nie istniały lodówki można przeczytać we wspomnieniach pochodzącej z Chotowej Anny Bomby, z domu Pasternak. Zachować dla następnych pokoleń wspomnienia mamy o dawnych mieszkańcach Chotowej, ich zajęciach i historii miejscowości postanowił jej syn Eugeniusz Bomba.
„Anna Bomba z domu Pasternak – moja mama – żyła w latach 1925-2006. Swoje wspomnienia napisała będąc już jakiś czas na zasłużonej emeryturze w roku 2002. W tym to roku postanowiła zachować dla potomków to zapamiętała z dzieciństwa, ze swojej rodzinnej miejscowości – Chotowej. Czyż nie podobnie myśli wielu z nas, aby siąść i spisać te przeżycia, które są na samym dnie naszych wspomnień, są umieszczone najdalej, ale będące dla nas tymi najmilszymi, najprzyjemniejszymi wspomnieniami. Ja wykorzystując nowe możliwości udostępniam te wspomnienia poprzez internet zainteresowanym czytelnikom” – pisze na wstępie internetowej publikacji umieszczonej pod adresem wieschotowa.cba.pl wspomnień swojej mamy Eugeniusz Bomba.
We wspomnieniach zmieszczonych w sieci można znaleźć opowieści o trudnym codziennym życiu w Chotowej u progu XX wieku, o pracy we młynie, w tartaku, o emigracji członków rodziny za Wielka Wodę. Są opowieści o udziale ojca autorki w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku oraz o wielkiej powodzi w 1934 roku i pożarze młyna, który był jedynym źródłem utrzymania kilkunastoosobowej rodziny Pasternków. Można się z nich dowiedzieć kto w Chotowej w latach 30 XX wieku miał słynny samochód marki Ford i jakie wzbudzał on zainteresowanie wśród nie tylko lokalnej społeczności, ale i mieszkańców pobliskiego Pilzna i Ropczyc, które wówczas było miastem powiatowym o większym znaczeniu niż ówczesna Dębica.
Interesujące są wspomnienia o wynajmowaniu przez rodziców autorki pokoi pracownikom firmy „Polmin”, która wówczas, w roku 1934 sprowadziła się do Chotowej gdzie poszukiwała złóż gazu i ropy. Od tego roku można także mówić o turystycznym zainteresowaniu wsią, która stała się atrakcyjnym miejscem do spędzania wolnego czasu.
Czytając te wspomnienia czytelnik zastanawia się w którym miejscu stał młyn, tartak, a w którym znajdował się rodzinny dom autorki. Dzisiaj to samo centrum Chotowej. Dom, wówczas drewniany stał przy trakcie Czarna – Pilzno w niedalekim sąsiedztwie dzisiejszego ośrodka wypoczynkowego i szkółki drzew i krzewów.
Fragment wspomnień Anny Bomby z domu Pasternak:
„Rodzice moi, Józefa i Franciszek, urodzeni oboje w Chotowej. Tato Franciszek, syn Władysława i Karoliny Pasternak z domu Wilczek z Bogumiłowic k/Tarnowa. Mama córka Marcina i Katarzyny Pluta z domu Stec z Jaźwin. Rodzina taty była liczba, bo było siedmioro dzieci. Cztery córki i trzech synów. Córki to : Maria, Anna, Zofia i Teresa. Synowie : Józef, Franciszek i Jan. Józef z synów najstarszy, Jan najmłodszy, a średni to mój tato. Dziadek Władysław musiał być zaradny i przedsiębiorczy aby tak licznej rodzinie zapewnić dobry byt i wykształcenie.
Niczym rodzina mojego taty osiadła na stałe w Chotowej, przez sześć lat mieszkali w Golemkach, to jest przysiółek Czarnej Tarnowskiej. W Golemkach dziadek dzierżawił od Hrabiego Mikołaja Reya tartak. Tam cała rodzina dziadka znalazła mieszkanie i tam się urodziło większość dzieci. Następnie po sześciu latach dziadek wydzierżawił u tego samego Hrabiego Reya młyn tym razem w Chotowej. Z początku nie było dużego dochodu z tego młyna, z czasem jednak interes się rozkręcił i był dobry dochód. Mielone było zboże z Radomyśla, Dębicy, Pilzna i chłopskie. Pracy było dużo, więc zatrudniano jednego robotnika do młyna, do koni jednego pastucha, pastucha do bydła i służącą do kuchni. Posiłków trzeba było przygotować na 12 osób. Dochód z młyna kształtował się mniej więcej 110 do 130 reńskich w każdy dzień z wyjątkiem dwóch miesięcy letnich, gdzie dochód był mniejszy. Dzieci mojego dziadka, to jest mój tato i rodzeństwo, chodzili do szkoły w Głowaczowej a następnie do Pilzna. Najstarszy z synów Józef chodził do Gimnazjum w Tarnowie. On to mając 16 lat nie mógł się dalej kształcić, więc pracował w młynie. Praca ta jednak nie dawała mu zadowolenia. W 1906 roku dziadek Władysław zachorował, a lekarz prowadzący go zabronił mu wchodzić do młyna, to też prowadzenie całego młyna przejął syn Józef. Organizatorem okazał się bardzo dobrym, jako też prowadzenie ksiąg było bardzo poprawne. W roku 1909, Józef został powołany do wojska. Służył jeden rok w Tarnowie, a następnie dwa lata w Wiedniu. Ojciec chciał go reklamować, ale on nie chciał być zwolniony. Chciał poznać świat i jak ludzie żyją w tym świecie. Praca w młynie była ciężka, trzeba było na plecach przenieść rocznie wiele tysięcy worków składając po 100 kg w stosy, więc się zbuntował i postanowił wyjechać do USA”.
Więcej wspomnień można przeczytać pod adresem: wieschotowa.cba.pl