Za kilka tygodni minie kolejna rocznica śmierci Tomasza Podlaska. Mimo, że upłynęło już blisko dwa lata od tego czasu jakoś wciąż trudno uwierzyć, że nie ma go wśród nas. Wielu z nas wciąż ma jego numer w swoich komórkach i pewnie nie chce go wykasować. No bo jak to tak? Nie mieć komórki do Tomka?
Tomka po raz pierwszy poznałem gdy jako kilkuletni chłopak zostałem ministrantem w “Klasztorze”, gdzie naszym opiekunem był ks. Józef Hamiga. Tomasz był starszy i pełnił wówczas obowiązki lektora. W zakrystii gdzie gromadziliśmy się przed mszami na których służyliśmy rządy sprawowała ś.p. siostra Awelina Bogusz. Tak pisze o niej ks. Jacek Pawłowicz
“Tam matką dla wszystkich ministrantów stała się siostra Awelina. Nigdy nie byłem ministrantem, ale zapytajcie dziś tych mężczyzn 40-50 -letnich, co sadzą o ś.p. zakrystiance. Usłyszycie zapewne wyrazy wielkiego szacunku i wdzięczności. Choć siostra Awelina potrafiła ich trzymać twardą ręką. Wiem, bo mam wielu kolegów, którzy służyli wtedy przy ołtarzu. Ale to właśnie oni po śmierci siostry Aweliny ufundowali tablicę pamiątkową jej poświęconą, która dzisiaj zdobi klasztorne mury obok tablicy upamiętniającej założyciela zgromadzenia. Od jednego z jej wychowanków ostatnio usłyszałem opinię, “że to dzięki niej wszyscy wyszli na ludzi” – pisze dębicki kapłan pracujący obecnie na Ukrainie.
Czy na Tomku swoje piętno odcisnęła siostra Awelina? A na kim nie? – z pewnością zapytają Ci, którzy usłyszeli od niej czasem cierpkie słowo jak na nie zasłużyli lub nieczęstą pochwałę, która sprawiała, że można było z wrażenia góry przenosić. Tomek był chyba jednym z tych facetów – tak sobie myślę teraz po latach, gdy oboje są już w innej rzeczywistości – który raz usłyszane słowo nie pozostawiał bez echa. Ile tych słów wypowiedziała do niego siostra Awelina? Wiem, że często i długo rozmawiali. Może te rozmowy pozwalały ukształtować osobowość Tomka i sprawić, że stał się ciepłym i życzliwym człowiekiem do którego po prostu się lgnęło jak do bliskiej i przyjaznej osoby. Może to też sprawiło, że przez długie lata poświęcając swój czas pracował w Poradni Rodzinnej przy parafii Matki Bożej Anielskiej w Dębicy, pomagając innym ludziom.
Po ludzku wszystko mówi mi, że Tomek odszedł za wcześnie. Mógł jeszcze wiele dobrego zrobić. Ale mam takie przeświadczenie, że u progu tego świata do którego się udał powitało go wiele osób, które spotkały go na swojej drodze i poszły tam przed nim. I być może one go tam bardziej potrzebowały niż my tutaj. A może Niebieski Gospodarz miał dla niego tam takie zadanie, któremu tylko on mógł podołać. Prawie pewien jestem, że przez ten czas gdy nie ma go już między nami wiele razy rozmawiał z siostrą Aweliną. A co z tych rozmów wynikło, każdy z nas wcześniej czy później sam się przekona, gdy w sobie wyznaczonym czasie pójdzie w ślady Tomka i siostry Aweliny.
Krzysztof Czuchra