Pieczenie chleba to zawsze była pewnego rodzaju ceremonia. Najpierw trzeba było przygotować ciasto i pozostawić je do wyrośnięcia. Przygotowanie zaczynano od zrobienia zaczynu. To często była niewielka ilość ciasta pozostawionego z poprzedniego wypieku.Do niego dodawano mąkę, drożdże, czasem jakieś inne składniki.
Potem, w dniu pieczenia rozpalało się specjalny piec w kuchni. Nagrzewał się on od palącego się tam ognia, a gdy osiągnął odpowiednią temperaturę wygarniało się ogień i specjalną drewnianą łopatą wkładało się uformowane wcześniej bochenki chleba. Gospodynie piekące przez wiele lat chleb w domowych piecach nabywały doświadczenia i wiedziały, kiedy trzeba było wyjąć go z piecu. Gorące bochny kładziono na lnianych obrusach na stole i czekano aż wystygną. Potem wędrowały do komory, gdzie nakrywano je czystymi chustami.
Gromady dzieciaków, których pełne były ówczesne domy czekały na ten moment gdy piec wyciągano z pieca i można było urwać kawałek gorącej skórki i posmarować masłem. Taki smakołyk popijany zimnym mlekiem był prawdziwą rozkoszą dla podniebienia! Matki oczywiście goniły cale to towarzystwo z kuchni, bo przeszkadzało. Ale gdzie tam można było ich przegnać. Zapach świeżego chleba kusił!
Czasem w takim piecu pieczono również podpłomyki. Takie niewielki placki, które z prawdziwą przyjemnością zjadały małe brzdące maczając je w śmietanie i popijając serwatką lub maślanką.
Dwa razy do roku domowe piece służyły do wypieku ciast świątecznych. Wtedy używano szlachetniejszej mąki pszennej. Najczęściej chleb pieczono ze zwykłej mąki żytniej. Na Święta Wielkiej Nocy i Bożego Narodzenia pieczono babki, serniki czy ciasta z owocami.
Pamiętacie te chleby i ciasta pieczone przez Wasze babcie? Napiszcie nam o tym. Zapraszamy na nasz profil FB.