Śniegu nieraz było powyżej kolan, mróz trzymał tęgi, a przed „siódemką” wylewano lodowisko na placu przed blokiem. Taki bywał początek grudnia na Osiedlu Chłędowskiego, kiedyś noszącym nazwę Głowackiego. Dzieciaki szalejące na górkach i lodzie do domów zaganiał głód, przemoczone i zmarznięte spodnie lub stłuczone siedzenia albo inne części ciała.
Mróz, śnieg i zabawy na polu były czymś naturalnym dla dzieciaków na osiedlu Chłędowskiego w latach 80-tych ubiegłego wieku. W blokach na Chłędowskiego prawie w każdym domu były dzieciaki. Jedno, często dwoje, a nierzadko trójka czy czwórka. Zimą ta masa brzdąców nie była w stanie usiedzieć w domach. Popołudnia i długie zimowe wieczory spędzały na górkach z których zjeżdżano na sankach, łyżwach, butach lub własnych siedzeniach.
Na przedszkolnym placu przed blokiem nr 16 była niezbyt wysoka górka, która zimą oblegana była przez dzieciarnię. Po iluś tam zjazdach na niej śnieg zmieniał się w lód. Powstawała długa, nieraz na kilkadziesiąt metrów, lodowa trasa Zjeżdżające po nim sanki siały ognistymi iskrami, które wydobywały się spod metalowóych płóz. Zabawa był wspaniała i trwała do późnych godzin wieczornych.
Jeszcze lepsza atrakacja była przed blokiem nr 7. Tam też znajdowała się całkiem atrakcyjna górka, większa niż ta przed „szesnastką”. Ale zimą, gdy chwyciły mocne mrozy spółdzielnia wylewała lodowisko na placu. Powstawało w ten sposób naturalne lodowisko, gdzie można było szaleć do utraty sił oddając się ulubionej rozrywce jaką była jazda na łyżwach. Dla wielu tych dzieciaków jazda na łyżwach była czymś tak naturalnym jak chodzenie czy bieganie. Stąd też to lodowisko cieszyło się ogromnym powodzeniem. Matki tych pociech szalejących na górkach czy lodowiskach bez większych obaw wypuszczały je na zabawę przed blokiem z czego one korzystały bez skrępowania. Ale wieczorem czy późną już nocą trudno było pociechy zapędzić do domów, tak wciągała je zabawa.Wielką karą dla ówczesnych maluchów był zakaz wyjścia na pole.
Niedziele, ferie czy przerwy świąteczne mali mieszkańcy bloków spędzali na polu długie godziny. Dzieci do domów wracały przemoczone, z zamarzniętymi spodniami, rękawiczkami i policzkami czerwonymi od mrozu. Mamy po wejściu do domu zanosiły je porosto do łazienki, gdzie ściągały z nich sztywną od mrozu odzież i pakowały prosto do wanny z gorącą wodą, żeby odtajały. Po długiej kąpieli dzieciaki dochodziły do siebie. Potem była ciepła kolacja i zmęczone pociechy zasypiały kamiennym snem. A kolejnego dnia znów wychodziły na pole by spotkać się z kolegami i koleżankami na górce i lodowisku.
Takie były zimy w latach 80-tych na Chłędowskiego, które dziś przemianowano na osiedle Konarskiego. Był śnieg, mróz i szalone zabawy na polu. Dziś komputery przykuwają dzieciaki do ekranów i trudno wieczorem spotkać rozbrykane dzieciaki przed blokiem. Zwłaszcza, że śniegu nie ma, a i po górkach nie ma już nawet śladu…