Wychował się na dębickim osiedlu, dzieciństwo spędził w ukochanych Grabinach, a od pięciu lat gra w warszawskiej orkiestrze. Dominik Jabłkowski, muzyk z krwi kości, wielki znawca i miłośnik lokalnej historii, mówi, że nie ma dnia, żeby nie tęsknił za rodzinnymi stronami.
Jego dziadkowie mieszkali w Grabinach, gdzie Dominik spędzał każde wakacje i każdą wolną chwilę dzieciństwa. Dziadkowie pokazywali mu świat i kształtowali charakter. Gdy miał kilka lat jego rodzice dostali mieszkanie w bloku i przeprowadzili się z Grabin do Dębicy do bloku przy ulicy Cmentarnej. W Dębicy chodził do Szkoły Podstawowej nr 1 gdzie dyrektorem był Zbigniew Drzymała. Razem z innymi dzieciakami z osiedla spędział popołudnia przed blokiem, grając w piłkę czy biegając po alejkach. Chodził do Szkoły Muzycznej w Rzeszowie. Po maturze studiował w Łódzkiej Akademii Muzycznej. Tam trafił pod opiekę prof. Tadeusza Górnego, który jak sam mówi po latach nauczył go jak naprawdę się gra na kontrabasie.Ta wiedza pozwala mu dziś zarabiać na chleb. Teraz mieszka i pracuje w Warszawie w orkiestrze reprezentacyjnej, ale każdego dnia tęskni za Dębicą i Grabinami.
-Nad Wisłokę chodziłem z dziadkiem, który uczył mnie łowić ryby – wspomina ze wzruszeniem Dominik. Babcia opowiadała mi wieczorami historie rodzinne, które do dziś żyją w mojej pamięci.
Dziadkowie Dominika nie żyją już od lat, ale te opowieści sprawiają, że każda wizyta w Grabinach to ogromne przeżycie dla niego. I powrót do wspomnień.
-Moja prababcia pracowała w dworze Jabłonowskich w Przyborowiu jako kucharka. A dziadek był pomocnikiem koniuszego we dworze. Jeździł z Jabłonowskimi na polowania. Rodzina Jabłonowskich była bardzo zaprzyjaźniona z rodziną moich dziadków – opowiada Dominik Jabłkowski.
Dominik mógłby godziami opowiadać o swoich rodzinnych historiach. Ożywają one w jego pamięci zwłaszcza podczas rzadkich wizyt w Grabinach, gdy odwiedza dom swoich dziadków. Te wizyty są tym bardziej serdeczne, że tu mieszka wciąż wielu jego krewnych. Gdy odwiedza Grabiny zachodzi do sklepu „Lewiatan”, gdzie trudno nie spotkać kogoś z rodziny – ciotkę, wujka czy kuzyna. Podczas takich spotkań ożywają wspomnienia.
-Każdego dnia tęsknię za moimi rodzinnymi stronami. Ale nie ja pierwszy jestem tym, który opuścił dom i musiał wyjechać za „chlebem”. Mieszkam i pracuję w Warszawie wykonując swój ukochany zawód, ale moje serce jest zawsze tu – ze wzruszeniem mówi muzyk, którego los rzucił do stolicy.