Urodził się w Dębicy, pochodzi z Pilzna, ma 18 lat i na koncie już 6 klubów. Dariusz Partyka, czyli chłopak z sąsiedztwa, zanim trafił na Parkową grał między Krakowem a Świdnikiem. Nowy nabytek Wisłoki to ambitny nastolatek, który ma świadomość, iż na futbolu świat się nie kończy. Co sprawiło, że wrócił w rodzinne strony, kto został jego źródłem informacji na temat popularnego KS-a oraz jaką pasję rozwija poza piłką. O tym przekonacie się w dalszej części materiału. Darek Partyka łatwych zadań się nie tyka! Zapraszamy na trzeci materiał z cyklu „Poznajmy Biało-zielonych”.
📰Redakcja: Darek, dla wielu kibiców Wisłoki jesteś absolutną zagadką? Mógłbyś przybliżyć nam nieco swoją ścieżkę rozwoju kariery/przygody piłkarskiej?
🚩Dariusz Partyka: Pierwsze kroki stawiałem w juniorach Rzemieślnika Pilzno, w zasadzie to grałem tam od 11 roku życia. Początkowo zaczynałem jako napastnik, później zostałem przekwalifikowany na defensywnego pomocnika, choć zdarzyło się też grać na stoperze. W wieku 15 lat dostałem szansę sprawdzenia się w akademii Stali Rzeszów, trafiając pod skrzydła trenerów Adama Domaradzkiego oraz Marcina Wołowca. Muszę przyznać, że bardzo się tam rozwinąłem, gdyż grałem z o 3 lata starszymi kolegami. Pewnego dnia dostałem telefon od trenera Piotrka Garuli z Wisły Kraków, powiedział, iż chce mnie przetestować. Pojechałem do Krakowa i już tam zostałem. Na początku przygody w stolicy Małopolski byłem bardzo zaskoczony profesjonalizmem, jaki tam zastałem. Szkoleniowcy kładli duży nacisk na taktykę i analizę wideo. W Wiśle grałem w juniorach młodszych, a czasami uczestniczyłem w zajęciach juniorów starszych z CLJ. Po przygodzie w Krakowie chciałem spróbować swoich sił w piłce seniorskiej. Mój trener znał się dobrze z ówczesnym sternikiem Avii Świdnik, Dominikiem Bednarczykiem, co umożliwiło mi wyjazd na testy. Wystarczyło kilka treningów, aby przekonać sztab szkoleniowy, który wyraził aprobatę na moje przenosiny do nowego klubu. Po 9 kolejkach trener został jednak zwolniony, a ja nie zyskałem sympatii w oczach jego następcy, dlatego też udałem się na wypożyczenie do Stali Kraśnik, gdzie zagrałem całą rundę. Po sezonie wróciłem do Avii, a resztę już chyba znacie….
📰Redakcja: Często zmieniałeś kluby, ale też miejsce zamieszkania – miało to z pewnością spory wpływ na naukę w szkole. Czy miałeś na to swój sposób?
🚩DP: Mój system edukacji wyglądał następująco; w Rzeszowie i w Krakowie chodziłem do szkoły sportowej, gdzie treningi były traktowane jako przedmiot szkolny (wf). W tego typu placówce jest o tyle łatwiej, bo nauczyciele patrzą na ciebie łaskawym okiem – wiedzą co jest twoją pasją i dają możliwość rozwijania się głównie w tej płaszczyźnie. Schody zaczęły się dopiero w Świdniku, ponieważ tam trafiłem do tradycyjnej szkoły. Na początku był to dla mnie problem, gdyż w Avii trenowaliśmy 5 razy w tygodniu, w tym 2 rano. Z czasem nauczyciele przyzwyczaili się już, że nie było mnie we wtorki i czwartki na pierwszych lekcjach, lecz rozumieli to oraz służyli pomocą w nadrabianiu materiału. Niemniej jednak nigdy nie miałem zbytnich problemów z nauką, więc jakoś dałem radę.
📰Redakcja: Z wymienionych przez Ciebie klubów największą renomę ma krakowska Wisła. Praktyka w takim miejscu może przynieść sporo korzyści, wielu kolegów może Ci tego pozazdrościć.
🚩DP: Zgadzam się. Uważam, że czas spędzony w Krakowie był bardzo owocny. Mówiąc kolokwialnie, wyrwanie się do dużego miasta ma już samo w sobie spore plusy. Człowiek poznaje inną mentalność, zmienia nawyki, poszerza horyzonty. Oczywiście dalej trzeba pozostać sobą i reprezentować wartości wyniesione z domu. Nie można się tym wszystkim zachłysnąć. W tamtym okresie poznałem dużo fajnych ludzi, z którymi mam kontakt do teraz. Jestem wdzięczny trenerom za prawdziwą szkołę, zarówno tą piłkarską jak i życiową. Wiele się od nich nauczyłem, znacznie podnosząc swoje umiejętności piłkarskie. Ale i nie tylko za aspekt sportowy mógłbym tutaj dziękować, bo od zawsze uświadamiali – nam młodym – kilka istotnych rzeczy. Przede wszystkim wpajali do głowy, że trzeba mieć plan B, jeśli w piłce nam nie wyjdzie lub złapiemy kontuzję. To ważna lekcja, szczególnie, że wielu dobrze rokujących zawodników ma problemy z wyważeniem tego. Nie każdy zrobi karierę, dzięki której w kilka lat ustawi się do końca życia.
📰Redakcja: Przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie i niższych ligach stworzył okazję nastolatkom do szybszego przejścia do seniorskiej piłki. W ostatnim czasie krakowskie zespoły też wprowadziły swoich wychowanków na salony…
🚩DP: Dokładnie. W Krakowie miałem okazję trenować z wieloma perspektywicznymi zawodnikami. Mogę tutaj przywołać choćby kilka nazwisk, które już przebijają się do poważnego grania bądź za jakiś czas może być o nich głośno. Na pewno najbardziej rozpoznawalny z tej grupy jest Aleksander Buksa. Olek zdążył już strzelić piękne gole w Ekstraklasie. Ponadto wymieniłbym jeszcze Patryka Plewkę (Stal Rzeszów), Maćka Śliwę (Miedź Legnica), Kacpra Laskosia (KSZO) czy Kubę Janika (Wisła Sandomierz). Każdy z nich zrobił na mnie duże wrażenie podczas wspólnych treningów.
📰Redakcja: Dariusz Partyka też nie wylądował źle ….(uśmiech).
🚩DP: Hehe, no tak. Wisłoka to przecież znana marka, a poza tym mogłem wrócić w rodzinne strony i zaprezentować znajomym to, czego nauczyłem się w poprzednich klubach. Pomysł transferu na Parkową wyszedł od mojego trenera z Rzeszowa, który znał się z Dariuszem Kantorem. Dostałem zaproszenie na treningi i dalej już poszło. Muszę zdradzić, że zrobiłem też ogólny wywiad środowiskowy o klubie, podejściu do treningów itp. Moim cichym informatorem był nie kto inny jak Paweł Remut (poznany z czasów jego występów w Rzemieślniku), który z tego co się zorientowałem, uchodzi tutaj nawet za jednego z ulubieńców publiczności. „Łysy” w samych superlatywach wypowiadał się o Wisłoce, sztabie szkoleniowym, piłkarzach. Obiecał również, że za opiekuję się mną i wprowadzi do zespołu. Jego recenzja KS-a szybko znalazła pokrycie w rzeczywistości. Wszystko okazało się prawdą, a ja poczułem, iż mogę zostać częścią tego zespołu. Bardzo się cieszę z przenosin do Wisłoki, tym bardziej, że jestem chłopakiem stąd. Chcę dać z siebie wszystko, pokazując trenerom i kibicom, że nie tykam się łatwej roboty. Zawsze ambitnie podchodzę do powierzonych zadań.
📰Redakcja: Czyli Paweł Remut zrobił dobry pijar klubowi, a jakie są Twoje pierwsze spostrzeżenia na temat funkcjonowania zespołu.
🚩DP: Po pierwsze, bardzo podoba mi się atmosfera w szatni. Tutaj nie ma większych podziałów, jakiejś zadry i niezdrowej rywalizacji. Jest zupełnie rodzinnie. Starsi zawodnicy są pomocni, dają cenne wskazówki. My młodzi możemy czerpać na ich doświadczeniu, dzięki czemu później wychodzimy na mecze pewni swoich umiejętności, popełniamy mniej błędów. Po drugie, w Wisłoce trenerzy dbają o świetną organizację, a zawodnicy wzorem czołowych klubów, muszą przestrzegać określonych zasad. Wszystko jest uporządkowane. Zawsze przed wyjściem na trening dostajemy rozpiskę, z elementami, które będą ćwiczone w dany dzień oraz to, czego wymaga i oczekuje od nas sztab szkoleniowy. W żadnym innym klubie nie spotkałem się z takim zaangażowaniem na treningach, jak w Wisłoce. A przecież wszyscy dobrze znamy realia niższych lig i podejścia do zajęć. Tutaj nikt nie odpuszcza i to pokazuje charakter zespołu.
📰Redakcja: Mimo młodego wieku udało Ci się już grać na poziomie seniorskim z wieloma ciekawymi piłkarzami. Z którymi współpraca na boisku wyglądała najlepiej?
🚩DP: Wymienię tutaj dwa nazwiska. Rafał Król (podczas występów w Stali Kraśnik), no i Damian Łanucha, choć oczywiście na razie było mi dane z nim grać w trakcie sparingów. Obaj są niezwykle doświadczeni oraz zaawansowani technicznie. To zawodnicy, którzy przerastają poziomem rozgrywki III ligi i mogą w pojedynkę rozstrzygnąć losy meczu. Podobnie jak ja lubią grę kombinacyjną. Jeśli tylko liga zostanie wznowiona, chciałbym zagrać u boku Łanka, sprawdzając się w schematach serwowanych przez nasz sztab szkoleniowy.
📰Redakcja: A jeśli weźmiemy pod uwagę piłkę światową – kogo szanujesz najbardziej?
🚩DP: Moim ulubionym klubem jest Chelsea Londyn. Od najmłodszych lat wzorowałem się na Franku Lampardzie, który łączył pozycje 6 i 8, a przy tym był bardzo skuteczny. Za to go podziwiałem. Teraz, kiedy on został trenerem, przyglądam się pieczołowicie poczynaniom Jorginho. To typowy gracz nadający tempo akcji całego zespołu. Niemal każde podanie przechodzi przez niego, posiada niesamowitą wizję i kulturę gry.
📰Redakcja: Wspominałeś o planie B – pomyśle na siebie, który będzie można realizować na wypadek nieudanej przygody, kontuzji czy może niekoniecznie, bo przecież czasem plany można łączyć. Mógłbyś rozwinąć ten wątek?
🚩DP: Niektórzy stawiają wszystko na piłkę. Czasem zbyt optymistycznie podchodzą do tego co może się wydarzyć, nie biorą poprawek na ewentualne okoliczności niesprzyjające. Moim zdaniem trzeba brać pod uwagę wszystko. Oczywiście chciałbym grać w piłkę i żyć z piłki, ale myślę, że bardzo prawdopodobny jest też wariant łączenia tego z inną pasją. Ja na przykład interesuję się zdrowym odżywianiem. Czytam wiele książek poświęconych tej tematyce, oglądam dużo filmów o dietetyce. Sam też współpracuję z osobą, która zajmuje się tą profesją. Nigdy nie prorokuje źle, ale stąpam też twardo po ziemi. Najbliższe lata wszystko zweryfikują i muszę być przygotowany na różne scenariusze. Piłka i dietetyka to moje żywioły, na pewno chciałbym podążać w tym kierunku.
📰Redakcja: Kto najbardziej kibicuje Ci w realizacji marzeń?
🚩DP: Moje poczynania śledzi uważnie najbliższa rodzina oraz znajomi. Po wygranych meczach cieszymy się wspólnie, po przegranych otrzymuję słowa wsparcia, a także ponowną motywację. Bardzo ważną osobą jest dla mnie trener Piotr Garula z Rzeszowa, z którym współpracuję od lat. Często przyjeżdża na moje mecze, a później razem je analizujemy i wyciągamy wnioski. Nawet po dobrze rozegranej partii, tonuje nastroje i studzi emocje, aby mi za bardzo palma nie odbiła. Pełni rolę takiego starszego brata. Mamy wspólną pasję i cel, które chcemy realizować.
Źródło: Profil FB Wisłoka Dębica