W sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej wybuchły pierwsze strajki. Blokada informacji w ówczesnych mediach była totalna. W tym czasie były tylko dwa programy telewizji publicznej, przedstawiającej oficjalną czyli rządową wersję wydarzeń. Podobnie było z radiem i prasą. Nie było mediów komercyjnych, niezależnych od władzy. Trudno sobie to pewnie dziś wyobrazić młodemu pokoleniu, ale wówczas nie było TVN-u, Polsatu, RMF-u czy Radia Zet. Był tylko Program I i II telewizji, kilka programów radia państwowego, parę tytułów prasowych kontrolowanych przez władzę. I tyle. Wielką popularnością cieszyły się audycje Radia Wolna Europa, nadawane z Europy Zachodniej, które doprowadzały do furii komunistów. Poświęcali oni potężne środki na utrzymywanie aparatury zagłuszającej Wolną Europę, ale i tak na niewiele to się zdawało. W wielu domach słuchano tej rozgłośni, która przekazywała prawdziwy obraz tego co się dzieje w Polsce.
No i oczywiście nie było internetu i Facebooka. To był zupełnie inny świat.
Próby blokowania informacji o tym, o wydarzeniach na Wybrzeżu były daremne. Do Dębicy wieści co się tam dzieje przywozili kierowcy dostarczający kauczuk naturalny z portu w Gdyni. Władza nie mogła zakazać ludziom rozmawiać. Wieści rozeszły się szybko po całym kraju. Jak przysłowiowe grzyby po deszczu powstawały komórki „Solidarności”.
Podobnie było w Dębicy. W ówczesnym „Stomilu” w chwili wprowadzenia stanu wojennego do „Solidarności” należało 95 % załogi. „Stomil” zatrudniał wówczas ponad siedem tysięcy osób.
Powstanie związku „Solidarność” w Stomilu było szokiem. To było coś niesamowitego, to był prawdziwy powiew wolności.
Jedną z pierwszych spraw jakimi zajęli się członkowie związku była podwyżka płac. Ten postulat udało się dość szybko zrealizować. Inną sprawą była kwestia wyeliminowania z procesów produkcyjnych substancji rakotwórczych. Powołano też Zakładową Komisję do Badania Nieprawidłowości w Stomilu. Okazało się, że na w zakładzie istnieją tak zwane „lewe etaty”. Osoby na nich zatrudnione otrzymywały wynagrodzenie z zakładu, a nigdy w nim nie pracowały. Co więcej, nawet nie mieszkały w Dębicy, ale w Warszawie czy Krakowie. Prawdopodobnie nawet nie wiedziały, gdzie Dębica leży. Jeszcze większy skandal wybuchnął, gdy okazało się że jest wiele samochodów, które „Stomil” przekazał w prezencie osobom z różnych urzędów czy MO.
Trzeba pamiętać, że w tym czasie auta były dobrem bardzo luksusowym i nieosiągalnym. Większość pracowników „Stomilu” nie miała własnych samochodów. Szczęśliwcy posiadali wiecznie psujące się „Maluchy”, Syrenki czy Warszawy. Auta użyczone prominentom były o klasę wyższe. Były to luksusowe Fiaty 125 p, Polonezy czy Fiaty 132. Komisja w krótkim czasie doprowadziła do zwrotu tych aut. Trafiły one na przyzakładowy parking.
Takie działania drażniły władzę nienawykłą do takiej kontroli. Ale siła „Solidarności” w Dębicy była ogromna. To w tym czasie udało się uzyskać pozwolenie na budowę kościoła pw. Bożego Miłosierdzia. Miał to był najwyższy w Polsce południowej obiekt sakralny. Radość mieszkańców miasta była ogromna. Spełniły się wówczas marzenia wieloletniego proboszcza parafii św. Jadwigi ks. Stanisława Fiołka, który zabiegał wiele lat o budowę nowej świątyni w Dębicy.
Wokół proboszcza utworzonej tam parafii, księdza Józefa Dobosza, zaczęli się gromadzić się członkowie dębickiej „Solidarności” prosząc go, aby powołać Duszpasterstwo Ludzi Pracy. Istnieje ono do dziś i wciąż jego kapelanem jest ks. Dobosz.
Pod koniec 1981 roku atmosfera zaczęła być bardzo napięta. Również w Dębicy dawało się to odczuć. Członkowie „Solidarności” pełnili dyżury przed jednostką wojskową w Dębicy obserwując czy nie ruszają z niej na pacyfikację zakładów pracy ciężarówki z żołnierzami. Pracownicy Stomilu zdawali sobie z tego sprawę i przed ewentualnym atakiem chcieli się bronić zasłoną z sadzy stosowanej do produkcji opon.
W 1984 roku „Solidarność” została zdelegalizowana. Wówczas działalność związku zeszła do podziemia. „Solidarność” w tym czasie była rozbita i prześladowana. Wiele osób pogubiło się i nie wiedziało jak postępować. Kościół był wówczas miejscem, gdzie szukano schronienia i wskazówek jak żyć. Miejscem, gdzie spotykali się członkowie nielegalnego związku „Solidarność” stał się budowany właśnie nowy kościół.
Któregoś dnia do księdza Dobosza przybyła delegacja dębickich robotników z prośbą, aby
w Dolnym Kościele mogli się gromadzić na modlitwie za Ojczyznę. Wizyta delegacji robotników zaskoczyła go. Byli to przedstawiciele różnych zakładów z Dębicy oraz regionu dębickiego. Zgodził się na ich prośbę, chociaż zdawał sobie sprawę, że jako proboszcz nowo budowanego kościoła jest pod szczególną obserwacją ze strony komunistycznych służb bezpieczeństwa.
W tym czasie 19 października 1984 roku bestialsko zamordowano księdza Jerzego Popiełuszkę. Władze PRL wciąż walczyły z Kościołem, który upominał się o prawa robotników. Komunizm w Polsce trzymał się jeszcze mocno, a Związek Radziecki wydawał się niepokonany.
Wkrótce parafia Miłosierdzia Bożego zasłynęła z uroczystych mszy świętych odprawianych w intencji Ojczyzny. Odbywały się onew Dolnym Kościele, który wciąż był w stanie surowym, z nieotynkowanymi murami i słabym nagłośnieniem. Ale na te msze, gdzie czuło się powiew wolności, przybywały tłumy ludzi. Często nie wszyscy mieścili się wewnątrz i wiele osób musiało pozostawać na zewnątrz.
Wokół kościoła gromadzili się członkowie „Solidarności”, parafia zaczynała żyć własnym życiem. Początkowo ruchem tym opiekował się ksiądz Antoni Myjak. Dębickie msze w intencji Ojczyzny szybko stały się bardzo znane. Przybywali na nie księża z różnych miejsc w Polsce. Wśród nich był bp Edward Frankowski ze Stalowej Woli, abp Ignacy Tokarczuk z Przemyśla, ks. Kazimierz Jancarz z Krakowa, Mistrzejowic, ks. Władysław Palmowski z Krakowa, Morawicy wraz z panem Stanisławem Malarą z Nowej Huty, ks. Marian Grzanka z Tarnowa, ks. dr Andrzej Jedynak z Chotowej i wielu innych. Kościół pękał w szwach podczas tych nabożeństw. Na oczach proboszcza tworzyła się wspólnota.
Dębickie środowisko NSZZ „Solidarność” organizowało w pomieszczeniach parafialnych regularne spotkania z ciekawymi i znanymi ludźmi. Owocem zaangażowania w sprawy religijne i patriotyczne był udział w corocznej pielgrzymkach na Jasną Górę. Bywały lata, że z kościoła Miłosierdzia Bożego, po wspólnej modlitwie pielgrzymów wyruszało do Częstochowy ponad 30 autokarów. Robiło to wielkie wrażenie zarówno w Dębicy jak i na Jasnej Górze, gdzie przez kilkanaście lat witano dębicką pielgrzymkę jako najliczniejszą ze wszystkich pielgrzymek z całej Polski. Wielka to zasługa „Solidarności” z TC Dębica.
(set)
W artykule wykorzystano informacje z pracy Barbary Hunia „Były takie dni” przygotowanej na IV Ogólnopolski Konkurs Historyczny „Na drodze do wolności – społeczeństwo polskie w latach 80. XX wieku. Doświadczenia świadka historii”