Flisacy z Jodłowej, niewielkiej miejscowości w rejonie podkarpackim, mieli przez wieki wyjątkowy fach – spławianie drewna rzeką Wisłoką do Sandomierza, a stamtąd dalej Wisłą do innych części kraju. Była to nie tylko trudna, ale także niezwykle ważna praca, od której zależała dostawa surowców dla miast i miasteczek leżących wzdłuż rzek. Historia ich działalności to przykład wytrwałości, współpracy i znajomości rzek oraz ich kapryśnych nurtów.
Spław drewna rozpoczynał się w lasach otaczających Jodłową, gdzie pozyskiwano ogromne ilości długich, prostych pni drzew – głównie jodły, sosny i świerka. Drewno cięto na odpowiednie długości, a następnie transportowano na brzeg Wisłoki. Tam flisacy budowali tratwy, zwane także „bajorami” lub „bindugami”. Tratwy te składały się z kilku sekcji, połączonych mocnymi, plecionymi linami i żerdziami.
Przygotowanie tratwy wymagało nie tylko siły fizycznej, ale również doświadczenia – drewno musiało być odpowiednio ułożone, by tratwa była stabilna i wytrzymała na długiej trasie. Flisacy musieli także zaopatrzyć się w zapasy żywności oraz narzędzia do naprawy tratw w razie uszkodzeń.
Trasa spławu wiodła Wisłoką, zaczynając się w okolicach Jodłowej, a kończąc w Sandomierzu, gdzie drewno było rozładowywane i sprzedawane. Wisłoka, choć nie tak wielka jak Wisła, była rzeką o zmiennym charakterze – spokojne odcinki przeplatały się z wartkimi nurtami i bystrzami, które stanowiły poważne wyzwanie dla flisaków.
Najtrudniejsze momenty zdarzały się w czasie wiosennych roztopów, gdy woda była wysoka, a prąd bardzo szybki. Wtedy flisacy musieli wykazywać się nie lada umiejętnościami, aby utrzymać tratwy na odpowiednim torze i uniknąć rozbicia o kamienie czy brzegi rzeki.
Podczas spławu flisacy nie tylko sterowali tratwami, ale także musieli czuwać w nocy, pilnując, aby tratwy nie rozpadły się na kawałki. Rytm ich pracy wyznaczała natura – spław odbywał się zazwyczaj wiosną i jesienią, gdy poziom wód był wystarczająco wysoki.
Praca flisaka była niezwykle ciężka i wymagająca. Podczas kilkudniowego spławu mężczyźni żyli na tratwach, śpiąc pod gołym niebem lub w prowizorycznych szałasach zbudowanych z gałęzi. W ich menu dominowały proste potrawy – chleb, kasza, wędzone mięso i suszone owoce.
Flisacy byli również znani z pieśni, które umilały im czas i pomagały zsynchronizować pracę. Te pieśni – często improwizowane – opowiadały o codziennych trudach, miłości, a także o pięknie otaczającej ich przyrody.
Po dotarciu do Sandomierza drewno było rozładowywane i sprzedawane miejscowym kupcom, którzy wykorzystywali je do budowy domów, mostów czy statków. Część drewna była dalej spławiana Wisłą do większych miast, takich jak Warszawa czy Gdańsk. Flisacy, po zakończeniu pracy, często wracali pieszo do Jodłowej, pokonując setki kilometrów. Była to dla nich okazja do odwiedzenia targów i spotkań z rodziną w miejscowościach po drodze. Rozwój kolei i dróg w XIX wieku stopniowo zmniejszył znaczenie flisactwa jako środka transportu drewna. Mimo to tradycja spławu pozostaje żywa w pamięci mieszkańców Jodłowej i okolic. Flisacy byli symbolem hartu ducha, współpracy i umiejętności przystosowania się do trudnych warunków, jakie narzucała praca z rzeką.