„W Rzepiskach baby dzieliły się na obrotne i na dziadule. Żeby być dziadulą wystarczyło być obcą. Z innej wsi. Z innymi nawykami. Robić coś inaczej lub wolniej. Na uznanie zasługiwał pośpiech. Przy jedzeniu, przy pracy, w miłości, w seksie, przy porodzie, w połogu. Bo „jak kto robi tak i jy”, bo zaleje albo zakurzy, albo sąsiedzi wyśmieją. Śmiech sąsiadów był groźniejszy niż wszystkie żywioły” – to początek niezwykle poruszającej opowieści o losie kobiet na pograniczu polsko – słowackim na początku XX w.

Tekst „Baby” powstał z potrzeby przedstawienia przemilczanej historii kobiet z pogranicza polsko-słowackiego, w których życie wpisały się zmiany granic, państwowości, systemów politycznych. Przedstawione historie dotyczą kobiet z mojej rodziny, z sąsiedztwa, które opowiadane były ukradkiem w kręgach kobiecych. W ogólnym odbiorze traktowane były jako mało istotne, niehistoryczne, nieważne. Chciałam je przywołać, żeby zwrócić uwagę na relacje panujące w społeczności Spisza w kontekście ostatnich co najmniej siedemdziesięciu lat, żeby pokazać, że wynikały nie tylko z charakterów konkretnych osób, lecz były również odzwierciedleniem szerszych relacji społecznych i związanych z nimi wydarzeń historycznych – mówi autorka artykułu Irena Bilińska.

Na początku XX wieku życie kobiet na polsko-słowackim pograniczu, szczególnie w miejscowościach takich jak Rzepiska, było pełne trudności, presji społecznej i walki o przetrwanie. Kobiety dzieliły się na „obrotne” – szybkie, zdolne do ciężkiej pracy i spełniania oczekiwań społecznych – oraz „dziadule” – obce, inne, odstające od surowych norm wsi. Bycie „dziadulą” oznaczało nieprzystosowanie do miejscowych realiów, co wiązało się z odrzuceniem i pogardą.

Największym wyzwaniem dla kobiet tamtych czasów była nieustanna presja. Musiały pracować od świtu do nocy, zajmować się gospodarstwem, rodzić i wychowywać dzieci, często bez żadnego wsparcia emocjonalnego. Ich potrzeby były marginalizowane, a ich życie podporządkowane rytmowi codziennej harówki.
Kobiety żyjące na polsko-słowackim pograniczu w XX wieku nie miały miejsca na odpoczynek ani na okazywanie uczuć. Ich życie podporządkowane było nieustannej pracy i obowiązkom. Czułość i troska o siebie były luksusem, na który nie mogły sobie pozwolić. Matki często wydawały się surowe, ponieważ same wychowane były w warunkach, gdzie miłość tłumił pośpiech i zmęczenie. Nawet poród nie zwalniał kobiety z obowiązków – zdarzało się, że rodziły na polu, a chwilę później wracały do pracy, nie mogąc liczyć na pomoc ani chwilę wytchnienia.

Społeczność była surowym sędzią. Każda słabość była bezlitośnie wyśmiewana, a plotki i oskarżenia mogły zniszczyć życie kobiety. Każda, która nie spełniała surowych oczekiwań wsi, była wykluczana lub poniżana. Strach przed oceną sprawiał, że wiele kobiet tłumiło swoje emocje i potrzeby, aby uniknąć ostracyzmu. Nie było miejsca na indywidualność ani bunt, bo konsekwencją było społeczne napiętnowanie.
Przemoc była codziennością, a wsparcia brakowało. Kobiety, które doświadczały agresji w małżeństwie, musiały ją znosić w milczeniu. Społeczność nie interweniowała, ponieważ panowało przekonanie, że „nie wolno mieszać się w cudze sprawy”. Ucieczka od oprawcy oznaczała jeszcze większe odrzucenie i życie w skrajnej biedzie. Wiele kobiet decydowało się więc „wytrzymać”, często kosztem własnego zdrowia i życia. Strach przed samotnością i brakiem środków do życia przywiązywał je do domów, które stawały się dla nich więzieniem.

Trudności ekonomiczne dodatkowo pogłębiały ich samotność. Małe, biedne gospodarstwa wymagały ciężkiej pracy, a młode żony często musiały mieszkać z teściami, co rodziło kolejne napięcia. Brak przestrzeni i prywatności sprawiał, że kobiety czuły się osamotnione nawet wśród bliskich. Ich troski były bagatelizowane, a mężczyźni nie interesowali się „babskimi sprawami”. Niezależnie od tego, ile wysiłku wkładały w utrzymanie domu i rodziny, ich potrzeby pozostawały niezauważone.
Życie kobiet na pograniczu było pełne cierpienia i wyrzeczeń. Codzienność wymagała od nich siły, ale nie dawała nic w zamian. W świecie, gdzie liczyła się tylko praca i podporządkowanie, nie było miejsca na odpoczynek, troskę ani wsparcie. Dla wielu z nich jedynym wyjściem było pogodzenie się z losem i ciche znoszenie niesprawiedliwości.

Kobiety były wychowywane w przekonaniu, że ich wartość wynika z poświęcenia i wytrzymałości. Te, które decydowały się na odejście od męża lub nie podporządkowały się normom, były wykluczane ze społeczności i uznawane za „kurwy” lub „dziadule”. W oczach wsi większą cnotą było przetrwanie niż szczęście.
Historia Agnieszki, którą teściowie wyrzucili z domu, gdy zachorowała na raka piersi, pokazuje, jak nieludzko traktowano słabość i chorobę. W tych realiach liczyła się jedynie siła i zdolność do pracy – chorzy i słabi byli ciężarem, a kobiety miały tylko jedno zadanie: pracować i rodzić.
Pokolenia kobiet przekazywały sobie wzorce przetrwania, nie mając innej alternatywy. Nieszczęśliwe matki wychowywały nieszczęśliwe córki, a agresywni ojcowie – agresywnych synów. Strach i przemoc były codziennością, a dzieci uczone były posłuszeństwa przez krzyk i bicie. W efekcie dorastały w przeświadczeniu, że złość jest normalnym elementem życia i jedyną dostępną im bronią.
Opowieści kobiet z Rzepisk ukazują brutalny świat, w którym ich los był przesądzony od urodzenia. Były zmuszane do pracy ponad siły, pozbawione prawa do własnych potrzeb i uczuć, a ich życie było podporządkowane przetrwaniu. W takiej rzeczywistości nie było miejsca na czułość, troskę czy indywidualne marzenia.
Zapraszamy do lektury tego niezwykłego tekstu !
Baby – Moje Pieniny