Previous slide
Next slide

Dębicka historia brudu – sławojki, sobotnie mycie i łaźnie miejskie – tak się żyło bez łazienek

Choć dziś Dębica jest miastem nowoczesnym, z rozwiniętą infrastrukturą i łazienkami w każdym mieszkaniu, jeszcze nie tak dawno codzienna higiena była tu luksusem. W latach 70. XX wieku wiele rodzin wciąż mieszkało w domach bez bieżącej wody i kanalizacji. Sławojki, sobotnie mycie w balii i publiczne łaźnie przy Krakowskiej to nie przerysowane wspomnienia starszego pokolenia, lecz realna codzienność tysięcy dębiczan.

Sławojki na podwórkach – zapach PRL-u

Wielu mieszkańców Dębicy wychowało się w domach, gdzie jedyną „toaletą” była sławojka – drewniany wychodek stojący za domem, często obok stodoły lub drewutni. Była zimą przerażająco zimna, a latem niemiłosiernie śmierdząca. Jej konstrukcja była prosta: dziura w desce i wiadro z wapnem lub popiołem do dezynfekcji. Luksus? Gdy sławojka miała daszek, drzwi i zawiasy, które działały.

Wielu starszych mieszkańców do dziś pamięta zapach, jaki unosił się nad podwórkami – szczególnie latem. Sławojki były tak powszechne, że ich brak w okolicy mógł uchodzić za ekstrawagancję.

Woda ze studni i kąpiel w balii

Brak łazienki oznaczał, że do kąpieli trzeba było się przygotować jak do operacji wojskowej. Najpierw należało przynieść wodę ze studni, często wiadrami, i wnieść ją do domu. Następnie trzeba było podgrzać ją na kuchni węglowej lub gazowej, nierzadko godzinami. Dopiero wtedy można było napełnić blaszany balie i przystąpić do sobotniego rytuału – mycia się przed niedzielą.

Często w jednej balii kąpała się cała rodzina – od najmłodszego do najstarszego. Prywatność? Żadna. Wstyd? Nie było na to miejsca – była rutyna, konieczność i chłód, który bił od ścian. Kto miał kaflowy piec w kuchni, mógł mówić o szczęściu. Kto nie miał – mył się w półmroku, drżąc z zimna.

Łaźnie miejskie na Krakowskiej – namiastka luksusu

Dla tych, którzy nie mieli warunków do kąpieli w domu, istniała łaźnia miejska przy ulicy Krakowskiej. Funkcjonowała zarówno przed wojną, jak i długo po jej zakończeniu, będąc miejscem regularnych „wypraw po czystość”. Tam można było wykupić prysznic lub balię z gorącą wodą. Kolejki ustawiały się szczególnie w soboty, gdy całe rodziny przychodziły się umyć „na święto”.

Łaźnia była też miejscem spotkań i rozmów – prawdziwej miejskiej socjalizacji w warunkach pełnych pary, potu i szamponu „Familijnego”.

Plakat z foką – higiena po dębicku

O skali problemu higieny świadczył też pewien plakat, który wisiał w aptece przy dzisiejszym placu targowym, zwanym obecnie Manhattanem. Widniał na nim zabawny, ale wymowny apel:

„Foka namawia was do kąpieli – takiej codziennej, nie przy niedzieli!”

Był to lokalny przykład ogólnopolskich prób zachęcania społeczeństwa do częstszych kąpieli. Skoro trzeba było do tego namawiać, oznacza to, że wielu mieszkańców rzeczywiście kąpało się tylko raz w tygodniu.

Szkoły bez łazienek – pot po WF-ie i wstyd

Nie lepiej było w dębickich szkołach. W wielu placówkach – szczególnie tych starszych – nie było funkcjonalnych łazienek ani pryszniców, które umożliwiałyby uczniom odświeżenie się po lekcjach wychowania fizycznego. Często istniały tylko nieużywane pomieszczenia sanitarne z zimną wodą, pozbawione mydła i papieru.

Uczniowie wracali po WF-ie do klas spoceni, w tych samych ubraniach, bez możliwości umycia się. To była norma, do której wszyscy się przyzwyczaili – a nikt specjalnie nie protestował, bo nie znał lepszego standardu.

Pranie – koszmar zimy i Frania

Codzienna walka z brudem to nie tylko kąpiele, ale i pranie. Dziś wrzucamy ubrania do pralki i klikamy przycisk. W PRL-owskiej Dębicy było zupełnie inaczej. Wodę do prania trzeba było przynieść ze studni, podgrzać na piecu, a potem prać ręcznie lub przy pomocy słynnej pralki „Frania”, która mieszała ubrania z pomocą wirującego wałka i dźwięku przypominającego start traktora.

Zimą było jeszcze gorzej. Woda zamarzała, ręce marzły, a dym z pieca osiadał na wszystkim. Pranie trzeba było suszyć na sznurkach w kuchni, co powodowało wilgoć i zapach stęchlizny. Pranie ręczne w lokalnych rzekach czy stawach – zwłaszcza w okolicach Zawady, Pustkowa czy Brzeźnicy – było praktyką jeszcze w latach 60. i 70. Starsze kobiety siadywały nad brzegiem z tarkami i kubełkami, walcząc nie tylko z brudem, ale i z chłodem.


Od brudu do łazienek z chromem

Dziś trudno uwierzyć, jak wyglądało życie codzienne w Dębicy jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Łazienki z chromowanymi bateriami, ciepła woda 24/7, kosmetyki na wyciągnięcie ręki – to wszystko wydaje się oczywiste. Ale jeszcze w latach 80. i 90. wielu mieszkańców myło się raz w tygodniu, w jednej balii, w wodzie noszonej ze studni. Dębicka historia brudu to nie powód do wstydu – to część lokalnej tożsamości. I świadectwo tego, jak wiele się zmieniło.

Podziel się z innymi

Shares

Na kogo oddasz głos w wyborach Prezydenta RP 18 maja 2025 roku ?
Previous slide
Next slide

Więcej informacji...

My i nasi partnerzy uzyskujemy dostęp i przechowujemy informacje na urządzeniu oraz przetwarzamy dane osobowe, takie jak unikalne identyfikatory i standardowe informacje wysyłane przez urządzenie czy dane przeglądania w celu wyboru oraz tworzenia profilu spersonalizowanych treści i reklam, pomiaru wydajności treści i reklam, a także rozwijania i ulepszania produktów. Za zgodą użytkownika my i nasi partnerzy możemy korzystać z precyzyjnych danych geolokalizacyjnych oraz identyfikację poprzez skanowanie urządzeń.

Kliknięcie w przycisk poniżej pozwala na wyrażenie zgody na przetwarzanie danych przez nas i naszych partnerów, zgodnie z opisem powyżej. Możesz również uzyskać dostęp do bardziej szczegółowych informacji i zmienić swoje preferencje zanim wyrazisz zgodę lub odmówisz jej wyrażenia. Niektóre rodzaje przetwarzania danych nie wymagają zgody użytkownika, ale masz prawo sprzeciwić się takiemu przetwarzaniu. Preferencje nie będą miały zastosowania do innych witryn posiadających zgodę globalną lub serwisową.