Jeszcze kilka miesięcy temu wielu rolników z powiatu dębickiego z nadzieją patrzyło w niebo. Pogoda dopisała, plony zapowiadały się znakomicie — ziemniaki rosły dorodne, zdrowe i obfite. Dziś jednak ten urodzaj dla wielu stał się przekleństwem. Zamiast liczyć zyski, rolnicy liczą straty.

Wystarczy zajrzeć na lokalne grupy w mediach społecznościowych. Na „Spotted: Dębica” czy lokalnych tablicach ogłoszeń roi się od wpisów: „Ziemniaki po 5 zł za worek 15 kg”, „Oddam za darmo, byle ktoś zabrał”, „Tanie ziemniaki z własnego pola – odbiór osobisty”. Komentarze pod tymi postami są wymowne – jedni dziękują, inni pytają z niedowierzaniem, czy to nie pomyłka. Ktoś inny pyta – „Mialbyś sumienie brać worek ziemniaków za 5 złotych?”

– Nie opłaca się nawet ich kopać. W skupie płacą po 20 groszy, a ja wydałem ponad dwa razy tyle, żeby je wyhodować – mówi rolnik z gminy Żyraków, z którym rozmawialiśmy telefonicznie. – Jak się to wszystko zliczy – nawozy, paliwo, prąd, woda, transport – to wychodzi, że do każdego worka dokładam. To nie jest biznes, to jest walka o przetrwanie.

W podobnym tonie wypowiadają się gospodarze z Woli Wielkiej, Róży i Zasowa. Wielu z nich przechowuje towar w magazynach, licząc, że sytuacja na rynku się poprawi. Ale już dziś wiadomo, że część ziemniaków po prostu się zmarnuje – bo nie ma komu ich kupić, a transport do odległych skupów pochłania więcej, niż można na tym zarobić.
– Rolnicy mają pełne piwnice, a w sklepach ziemniaki po 2–3 złote. To jakiś absurd! – pisze jedna z mieszkanek Dębicy pod internetowym ogłoszeniem. I rzeczywiście, ta dysproporcja boli najbardziej. W skupie płacą grosze, a w marketach ceny praktycznie się nie zmieniły.

Organizacje rolnicze mówią o dramatycznej sytuacji i wzywają rząd do natychmiastowej reakcji. Według nich obecny system dystrybucji żywności faworyzuje wielkie sieci handlowe i pośredników, którzy zarabiają krocie kosztem producentów.
Minister rolnictwa Stefan Krajewski zapowiedział już kontrole u pośredników oraz analizę potencjalnych zmów cenowych. Jednak wśród rolników panuje sceptycyzm. Wielu uważa, że potrzebne są realne działania – skup interwencyjny, dopłaty do przechowywania albo systemowe wsparcie dla gospodarstw rodzinnych.

Na razie rolnicy radzą sobie, jak mogą. Jedni sprzedają po symbolicznej cenie, byle plony się nie zmarnowały. Ale w ich głosach słychać coraz większe zniechęcenie.
– Mój dziadek całe życie sadził ziemniaki. Ja też chciałem, ale jak to tak dalej pójdzie, to zrezygnuję – mówi młody gospodarz – Człowiek pracuje od świtu do nocy, a potem słyszy, że worek jego pracy jest wart tyle, co paczka chipsów w sklepie.
Trudno o bardziej gorzką pointę. Obfitość urodzaju, która miała cieszyć, stała się źródłem rozpaczy. Na podkarpackich polach zostały nie tylko ziemniaki, ale i nadzieje wielu rolników, którzy czują, że ich trud przestał mieć sens.
























