Od dziecka bałem się zastrzyków. Gdy zobaczyłem igłę strzykawki to uginały mi się kolana, gdy pobierano mi krew prawie umierałem. A dziś musiałem iść na badania. Od tygodnia nie przespałem spokojnie nocy.
Gdy byłem jeszcze małym brzdącem, czyli wiele lat temu, musiałem pójść na jakieś obowiązkowe szczepienia. Przychodnia mieściła się wtedy w budynku koło ZURT-u na ulicy Rzeszowskiej. Przez całą drogę mama zagadywała mnie, że to nic takiego, pan doktor mnie tylko zbada i będzie po wszystkim. Po wejściu do gabinetu od razu zobaczyłem jakąś metalową tackę ze strzykawkami. To były takie szklane strzykawki wielokrotnego użytku, do których przyczepiano igły wielkości małej rakiety. Cóż było dalej? Mama razem z pielęgniarką robiły co mogły, żeby mnie opanować. Z pomocą im przyszła jeszcze jedna pielęgniarka i lekarz, który tam przyjmował. Broniąc się przed przemocą długie minuty zdemolowałem gabinet i darłem się w niebogłosy, ale uległem przewadze liczebnej. Dostałem zastrzyk w siedzenie a ból był przeokropny. Wracając poobijany i posiniaczony rozcierałem bolące cztery litery i przysięgałem sobie że nigdy nie dam się więcej ukłuć. Ale daremne to były przysięgi…
Gdy byłem już nieco starszy, to którejś zimy poważnie zachorowałem. Mama pracowała wówczas na kolei i z tego tytułu chodziliśmy do lekarza w przychodni kolejowej, która mieściła w pobliżu dworca PKP w Dębicy. Po wizycie u lekarza dostałem oczywiście antybiotyk, i to w zastrzykach. Na samą wieść o tym już zrobiło mi się słabo. Ale zanim miałem otrzymać właściwą serię ukłuć zrobioną tzw. próbę. Zbierając odwagę wszedłem do gabinetu i tam zrobiono mi zastrzyk w rękę. Ukłucie przetrwałem, ale wychodząc na zewnątrz już czułem watę w kolanach. Pamiętam tylko, że nagle zobaczyłem sufit a potem ocknąłem się na leżance w gabinecie a wokół mnie uwijały się pielęgniarki i lekarz. Wtedy zastrzyki zamieniono mi na jakieś leki doustne i to w pewnym sensie była moja wygrana. Doszedłem do zdrowia i to bez pomocy zastrzyków.
Kilka tygodni temu dostałem skierowanie na badania. Teoretycznie nic strasznego krew i mocz. Nie robiłem ich już parę lat, więc nie było wyjścia. O ile badania moczu mnie nie przerażały to badanie krwi budziło już we mnie lęk. Od dwóch tygodni zbierałem się, żeby pójść, ale każdego ranka zawsze znajdował się powód, żeby przełożyć to „na jutro”. Dziś rano już takiego powodu nie było… Pojechałem. Na sam widok przychodni serce zaczęło mi szybciej bić. Miałem nadzieję, że w środku będzie kolejka, ale gdzie tam. Przed drzwiami nr 11, gdzie jest punkt pobrań nie było nikogo. Zapukałem nieśmiało do drzwi licząc, że może ktoś będzie w środku i jeszcze chwilę poczekam. Ale niestety. Dwie przemiłe pielęgniarki zaprosiły mnie do środka. Na uginających się nogach wszedłem do środka. Na stoliku leżał stos strzykawek w różnych kolorach, a mnie przed oczami już zaczęły latać kolorowe kółeczka. Panie, widać, że fachowcy z nich są co się zowie, od razu zobaczyły, że minę mam nietęgą i zaproponowały, żebym do pobierania krwi położył się na leżance. – Bo jak mi pan zemdleje to jak ja pana podniosę z podłogi – argumentowała śmiejąc się jedna z nich. Przyznałem jej rację i posłusznie ułożyłem się na łóżku podciągając rękaw koszuli. Odwróciłem twarz do ściany, nie chcąc patrzeć na te strzykawki a zwłaszcza na moment jak będą mi wbijać igłę w rękę. W międzyczasie obie panie zabawiały mnie rozmową, pytając o zawód i inne rzeczy. Przyznały też, że nie jestem pierwszym facetem, któremu słabo się robi gdy mu pobierają krew. W którymś momencie usłyszałem „Już po wszystkim!” Jak to? Już po zastrzyku !? – zdumiałem się. – Niech pan trzyma ręką, żeby krew nie leciała – odpowiedziała pielęgniarka przyciskając białą watką ranę po ukłuciu. Oszołomiony wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Przed wyjściem panie nakazały mi, abym jeszcze z 10 minut poczekał na korytarzu aż dojdę do siebie, co też prawie uczyniłem.
Strach ma wielkie oczy a nie od dziś wiadomo, że szczególnie duże oczy ma strach który nawiedza facetów! Składam serdeczne podziękowania dwóm przeuroczym paniom pielęgniarkom z przychodni nr 5 w Dębicy, z pokoju nr 11, które nie dość, że poradziły sobie z moim strachem to jeszcze nie wiedzieć kiedy pobrały mi krew do badań. Bardzo serdecznie Wam dziękuję drogie Panie! Jak dostanę kolejne skierowanie na badania idę tylko do Was!
Wdzięczny Pacjent