Za czasów nieboszczki komuny, która słusznie odeszła już w przeszłość, w Przyborowie funkcjonował PGR. W tymże PGR-ze prowadzono szeroką produkcję rolną i hodowano pokaźne stado krów. Latem w ciągu dnia krowy pasły się na pastwisku, wieczorem zaganiano je do obór i podłączano dojarki. To pyszne mleko, jakiego wówczas można było się napić śni się po nocach tym, którzy je pamiętają.
Po dawnym PGR-ze w Przyborowie zostało osiedle bloków, gdzie mieszkali pracujący tam ludzie. Dziś to pięknie odnowione i utrzymane nowoczesne budynki. PGR-u już nie ma. Po dawnych oborach hula wiatr, a o tym, że kiedyś miejsce to tętniło życiem mało kto pamięta.
A było wtedy tak. Pracownicy PGR-u mogli za parę groszy kupić to co tu produkowano. Ziemniaki, zboże i inne płody. I mleko, które było podstawą wyżywienia rodzin, zwłaszcza tych, którzy mieli dzieci. Było pyszne, prosto od krowy. I smakowało tak, jak mleko smakować powinno.
Wieczorem krowy zaganiano z pastwisk do obór. Tam wiązano je do swoich stanowisk i na wymiona podłączano dojarki. Włączano maszynę i zaczynało się dojenie. Tuż przy wejściu do obory było małe pomieszczenie gdzie znajdował się kranik podłączony do instalacji dojącej krowy. Przyjeżdżało się tam z własną bańką i nalewało do pełna pysznego, pachnącego mleka. Kosztowało to grosze. Całe pokolenia mieszkańców Przyborowa zostały wychowane na tym mleku.
Dziś w Przyborowie czy nawet okolicznych wsiach trudno zobaczyć żywą krową. A cóż dopiero posmakować świeżego mleka.
Szkoda. Bo latem takie prawdziwe mleko smakuje niebiańsko. Czyż nie?