Dzieciństwo na osiedlu Świerczewskiego nie upływało tylko na wyprawach na lodowisko, przesiadywaniu w „Klubie” oraz uczeniu się. Ówczesne lata miały też szary odcień, który był skrywany przed rodzicami. I o którym pewnie nie chcielibyście opowiadać dziś swoim dzieciom.
-Miałam wtedy jakieś 12 lat. Była jesień, jakiś paździenik chyba. Dębica była wtedy zasnuta dymami palonych liści. To dawało taki charakterystyczny zapach miasta, spalin samochodów i mokrej jesiennej ziemi. Pewnego razu nasz kolega tajemniczym głosem zapronował mi i koleżance coś, ale nie mógł powiedzieć co. Zaprosił nas nad rzeczkę koło lodowiska – opowiada jedna z mieszkanek Świerczewskiego. Wiedzione ciekawością poszłyśmy z nim. Wtedy po raz pierwszy zapaliłam papierosa. Carmena. Zaciągnęłam się, żeby zachować fason i zemdliło mnie. Koleżance omal oczy nie wyszły z orbit po trzecim sztachu. Kolega miał już doświadczenie i palił jak zawodowiec. Wydmuchując dym robił efektowne kółka.
Carmeny to były klasa papierosy. Najbardziej popularne były ohydne Sporty, zrobione z najgorszej jakości tytoniu, bez filtra. Powodowały mdłości i czasem wymioty u tych którzy zdecydowali się je zapalić. Lepszą klasą były Klubowe, już z filtrem, który teoretycznie miał chronić palacza, ale i tak masę świństwa trafiło do płuc.
-Carmeny to był rarytas – wspomina nasza rozmówczyni. Ten kolega co nas zaprosił to miał gest. Ci co ich bylo stać na takie papierosy to była elita.
A gdzie ówczesna młodzież podpalała ów zakazany owoc? W „dwójce” oczywiście zdarzało się w ubikacjach w czasie przerw lekcyjnych, a gdy były dyskoteki szkolne to zakamarków w szkole nie brakowało. Fajne były podziemia, którymi przechodziło się do sali gimnastycznej.
Dużą popularnością cieszyly się brzegi rzeczki płynącej koło szkoły, ale już za dzisiejszą ulicą Chopina. Tam nie zaglądali nauczyciele i wydawało się być bezpiecznie.
-Pewnego razu z chłopakami polecieliśmy tam na długiej przerwie. Było nas paru, dziś to w większości szanowani obywatele naszego miasta. Urzędnicy, rodzice dorosłych już dzieci, nauczyciele. Artur wyciągnął paczkę jakiś aromatyzowanych papierosów, każdy wziął po jednym. Przypaliśmy. Nagle z przerażeniem dostrzegłem, że przecież o rzut beretem jest zakład gdzie pracuje mój ojciec! Jak ja wtedy uciekałem z tego miejsca! – wpomina absolwent Szkoły Podstawowej nr 2 w Dębicy im. Karola Świerczewskiego. Już nigdy nie podpalałem papierosów w tym miejscu, co nie znaczy że nie próbowałem tego zakazanego owocu przy innych okazajach.
A Wy jakie macie wspomnienia z tych czasów? Zapraszamy na nasz profil FB.