Do tej pory lecznicze baseny z siarkową wodą znałem z podtatrzańskich term, słowackich basenów czy węgierskich ośrodków, których nie brak u naszych bratanków. Wiedziony ciekawością wybrałem się do naszego nowego lokalnego cuda, jakim są Latoszyńskie Łazienki. Moje kości od czasu do czasu domagają się leczniczych kąpieli, bo parę krzyżyków na plecach się już nosi i niekiedy strzyka coś tu czy tam. A słowackie, węgierskie czy tatrzańskie wody mają dla mnie zbawienne działanie, więc ufny w moc latoszyńskich wód udałem się do Łazienek.
Dojazd wieczorem z Dębicy wymaga nieco uwagi. Jak się nie wie gdzie skręcić to łatwo przeoczyć właściwą drogę. Dojazd z miasta zajmuje kilka minut. Niezmotoryzowani w niedzielę wieczorem są bez szans, aby się tu dostać. Nie ma autobusów, droga od „czwórki” do Łazienek jest nieoświetlona. Sam budynek, gdzie są przychodnie i basen, prezentuje się pięknie. Podświetlony, na tle lasu jest naprawdę efektowny. Miejsca na parkingu są jeszcze wolne, ale przypuszczam, że w miarę rosnącej popularności może być z tym problem. Niedawno otwarte termy w Chochołowie dość szybko musiały podwoić liczbę miejsc parkingowych, bo liczba chętnych rosła z roku na rok. Tego samego życzę Latoszynowi, ale już teraz przewiduję kłopoty z parkingami. Może okazać się, że jest ich za mało. I to w krótkim czasie.
Tuż za drzwiami wjeściowymi do basenu są szafeczki na buty i wierzchnie odzienie. Dalej rozciąga się strefa czysta – gdzie wchodzi się na bosaka lub w klapkach. Tam też mieści się centrum dowodzenia czyli kasy i bramki prowadzące do basenów. Kupujemy bilety i dostajemy zegarki na rękę. Wchodzimy do szatni – tu tylko dwie przebieralnie i parę szafek na rzeczy osobiste. Szatnie są niewielkie – chyba trochę nie doszacowane do potencjalnej popularności tego miejsca. Prysznic jest obowiązkowy, więc karnie ustawiam się pod nim – a tu niespodzianka. Są dwie „słuchawki” jedna na stałe, taka „deszczownica”, a druga elastyczna, tradycyjna. Problem polega na rozszyfrowaniu jak to działa. Jest kilka przycisków pokręteł, które nie wiadomo do czego służą. Ale metodą prób i błędów udaje się przysznic uruchomić. Pozostaje wejść na basen. Pierwsze wrażenie super. Czyściutka woda o lekko żółtym odcieniu. Przyjemnie ciepła. Basen nie jest głęboki, jakieś 120 cm. Jest zakaz pływania, to ewidentnie basen do posiedzenia sobie i poddaniu się leczniczym działaniu wód. W niedzielę wieczorem ruch jest umiarowany. Kilku młodych chłopaków z Ukrainy, dwie starsze panie, rodzina z dziećmi. Zalecany czas kąpieli 20 minut. W kącie hali przyjaźnie bulgocze jacuzzi, gdzie przenoszę się po przepisowych 20 minutach przebywania w dużym basenie. Jacuzzi uruchamia się przyciskiem, a jednocześnie nie może w nim przebywać więcej niż cztery osoby. Po paru minutach mam dosyć bulgotek i wracam na kolejne dwadzieścia minut do basenu. Woda jest ciepła, nie czuć siarki, chociaż ona wyraźnie działa co widać po srebrnym krzyżyku. Srebro wyraźnie reaguje z siarką i zmienia kolor. Jedna tura trwa sześciedziesiąt minut i jest to optymalny czas kąpieli. Tu można liczyć sporo schorzeń układu kostno-stawowego, cukrzycę czy podagrę oraz choroby skóry. Parę przypadłości męczy mnie od lat więc na własnym przykładzie sprawdzam jak to działa. Po pierwszej kąpieli jakby złagodniały bóle w stawach i skóra stałą się bardziej elastyczna. Ale zalecanych jest co najmniej dziesięć kąpieli. Zamierzem przejść całą kurację.
Do tej pory jeździłem do leczniczych wód daleko i przynosiły mi ulgę. Jaki będzie efekt kąpieli w Latoszyńkich Łazienkach? Po pierwszym pobycie jestem pełen dobrych myśli. Polecam każdemu kogo łamie w krzyżach, strzyka w stawach i narzeka na kłopoty ze skórą. Coś co było kiedyś egzotyczną atrakcją dziś mamy do dyspozycji za przysłowiową miedzą. W Latoszyńśkich Łazienkach.
Krzysztof Czuchra
https://www.facebook.com/ziemiadebicka/videos/770722463353493/