Podczas okupacji, podobnie jak przed wojną, w okolicznych wsiach hodowano bardzo dużo świń, krów, baranów i innych zwierząt. W każdym gospodarstwie było po kilka, czasem kilkanaście sztuk grubego inwentarza, nie licząc takiej drobnicy jak kury, kaczki, gęsi czy króliki.
Mimo zakazu sprzedaży zwierząt i nakazu oddawania ich w ramach kontyngentu wprowadzonego przez Niemców, chłopi nierzadko sprzedawali je ukradkiem. Był wśród nich jeden szczególnie przebiegły chłop, który miał co prawda dobre świnie, ale żądał za nie bardzo wysokich sum. Trudno było u niego coś kupić i miał bardzo ciężki charakter. Nie był lubiany przez swoich sąsiadów i cieszył się bardzo kiepską opinią.
Pewnego razu mój ojciec Jan Jarosz zgadał się ze swoim sąsiadem Staszkiem Srebro i razem postanowili go przechytrzyć. Pojechali razem furmanką do tej wsi i na miejscu rozdzieli się. Tato został gdzieś na opłotkach, a Staszek poszedł do tego gospodarza. Jego dom był w pobliżu lasu, nieco na uboczu. Wszedł na podwórko, przywitał gospodarza.
-Nie macie może jakiejś świni na sprzedaż? – zapytał Staszek.
Chłop podrapał się po głowie.
-A może by się i coś znalazło. Ale tania nie jest, bo to dobry gatunek – zaczął swoją gadkę. Jest mięsna i ma słoninę na pięć palców. Taka musi dobrze kosztować.
-To pokażcie ją – poprosił Staszek. Może zrobimy interes.
Chłop zaprowadził go do chlewika i pokazał wieprzka. Faktycznie był bardzo ładny.
Staszek obejrzał go, poklepał po grzbiecie.
-Ile za niego wołacie? – zagadnął właściciela.
Chłop wymienił astronomiczną kwotę, a Staszek zagwizdał ze zdumienia. Wieprzek nie był aż tak cenny. Staszek trochę zaczął się targować, ale gospodarz nie chciał nic opuścić. W końcu udając wielkie zainteresowanie okazałym wieprzkiem Staszek zgodził się kupić go po tak wysokiej cenie. Chłop z radości zatarł ręce!
-Ale żywej wiózł nie będę. Niemcy we wsi, a głupie bydle będzie mordę darło na wozie i kłopot gotowy. Trzeba by ją ubić – powiedział Staszek do chłopa.
Ten się z nim zgodził. Wieprzka wyprowadzono na podwórko. Sprawnie temat załatwiono i wkrótce stupięćdziesięciokilowy wieprzek leżał bez życia na podwórku. Stanisław nagle złapał się za brzuch.
-Oj, coś mnie chwyciło! – rzekł do chłopa krzywiąc się z bólu. Muszę polecieć na chwilę.
To rzekłszy szybkim krokiem ruszył za stodołę w las. A chłop został z nieżywą świnią na podwórku.
W czasie okupacji Niemcy nie tylko zakazali sprzedaży żywca, ale też jego uboju. Nawet na własne potrzeby. Wyhodowane świnie czy krowy trzeba było przymusowo oddać w ramach kontyngentu okupantom. W zamian otrzymywało się jakieś towary i duże ilości wódki. Zabicie świni w gospodarstwie karane było przez Niemców śmiercią. Wielu gospodarzy straciło w ten sposób życie.
Stasiu poszedł w las i długo nie wracał. Nie było go kwadrans, pół godziny, potem godzinę. Przestraszony chłop pilnujący nieżywej świni omal nie zszedł z tego świata, bo po wsi kręcili się Niemcy a ich gardłowe krzyki niosły się po okolicy. Na tę chwilę koło jego gospodarstwa pojawił się mój ojciec Jan, którego ten chłop znał i wiedział, że jest masarzem.
-Panie Jarosz ratuj mnie pan. Był tu taki jeden, zabiliśmy świnie, daliśmy jej w łeb, i ona tam leży teraz nieżywa. No, ale on poszedł w las i nie wraca. Szlag go trafił czy co? Nie wiem. Panie co ja z tą świnią zrobię? Toż jak się hitlery dowiedzą, że u mnie świnia zabita w domu to zastrzelą mnie i dom z dymem puszczą. Bądź pan człowiekiem, ratuj pan – jęczał chłop.
Ojciec obejrzał wieprzka.
-No panie nie wiem – rzekł do gospodarza. Nie jestem na kupnie świni. Akurat szukam jakiegoś dobrego barana.
-Ależ panie, weź pan, po okazji. Świeżo ubita, jeszcze ciepła. Tanio oddam – błagał chłop cały trzęsąc się ze strachu.
Ojciec się wahał. W końcu po kolejnych namowach, tylko ze względu na dobro dzieci gospodarza, zgodził się kupić wieprzka. Ale z odwozem do domu.
Chłop zapakował wieprzka na furmankę i bocznymi drogami zawiózł go do domu ojca. Bardzo mu dziękował, że ten go od kłopotu uwolnił i świniaka zabrał. Wieprzek został przerobiony na kiełbasy i inne przetwory. Faktycznie był w bardzo dobrym gatunku, ale nie wart był tej sumy jaką żądał za niego ten przebiegły chłop.
Opowiadanie pochodzi z książki autorstwa Stanisława Jarosza „Z fantazją przez życie”