Tuż obok siedziby Gestapo, na strychu swojego domu doktor Aleksander Mikołajków przez blisko 2 lata ukrywał kilkunastu Żydów. Ryzykował życie swoje, żony oraz dwójki dzieci. Poznaj historię rodziny bohaterskiego lekarza z Dębicy.
W dwudziestoleciu międzywojennym Dębica była zupełnie innym miastem niż dzisiaj. Jedną trzecią jej mieszkańców stanowili Żydzi, z którymi Polacy przez długie lata żyli obok siebie. W mieście znajdował się wówczas jeden kościół katolicki – pw. Świętej Jadwigi, a kilkaset metrów dalej w drugiej połowie XVIII wieku wzniesiona została żydowska synagoga. Obie świątynie do dziś stoją na swoim miejscu. Kościół do dzisiaj tętni życiem, a synagoga od lat jest zamknięta i niszczeje.
Ludność Dębicy była uboższa niż dzisiaj. Po ulicach jeździły głównie konne furmanki, a automobile, na które wówczas mogli pozwolić sobie tylko bogaci ludzie, były rzadkością. Większość z nich poruszała się na piechotę i nierzadko boso, zwłaszcza ludzie z okolicznych wiosek.
Służba zdrowia była wtedy na bardzo niskim poziomie, co przyczyniło się do popularności organizacji Polskiego Czerwonego Krzyża. Jego członkowie prowadzili szkolenia sanitarne i pokazy ratownictwa, a działało w nim wielu znanych i wykształconych ludzi. Wśród nich znajdowali się Aleksander i Leokadia Mikołajków. Aleksander był lekarzem, a Leokadia pielęgniarką. To właśnie oni w dużym stopniu przyczynili się do odżywienia czerwonokrzyskiej działalności w Dębicy i podniesienia poziomu opieki zdrowotnej w Dębicy.
Gdy w 1939 roku Niemcy napadli na Polskę życie wszystkich jej mieszkańców zostało wywrócone do góry nogami. Dębica jako ważny węzeł kolejowy była kilkukrotnie bombardowana. W nalotach zginęło wielu ludzi, dziesiątki zostało rannych, a miasto zostało częściowo zniszczone. Aleksander Mikołajków został w Dębicy i opatrywał rannych mieszkańców, a swoją żonę wraz z dwoma synami – Leszkiem i Andrzejem- wysłał na wschód, do rodzinnej posiadłości.
8 września 1939 roku niemieckie oddziały wkroczyły do miasta, zaprowadzając swoje rządy. Wzdłuż dzisiejszej ulicy Kościuszki, zaledwie kilkanaście metrów od domu Mikołajkowów urządzono komisariat Gestapo, który był symbolem okupacyjnej władzy w mieście.
Niebawem na polskie ziemie wkroczyli Sowieci, którzy wkrótce zaczęli masowo zsyłać Polaków na Sybir. Taki los spotkałby również Leokadię z dziećmi, jednak wybawił ich przed tym dokument zameldowania w Dębicy. Na jego mocy udało im się opuścić radziecką strefę okupacyjną.
3 maja 1940 roku Leokadia wraz z synami powróciła do Dębicy, gdzie zaangażowała się w działalność PCK. Zajmowała się głównie opieką nad Polakami, którzy uciekli z sowieckiej okupacji. Pomagała również Polakom wysiedlonym przez Niemców z województwa poznańskiego. Zapewniała im wyżywienie oraz miejsce do spania w budynku z garażem, który znajdował się nieopodal ich domu. Kiedy Niemcy rozwiązywali oddziały PCK, działała jako społecznik i opiekowała się samotnymi matkami na terenie Dębicy.
Małżeństwo Mikołajkowów nie działało czynnie w ruchu oporu, ale jako członkowie Armii Krajowej i medycy często opatrywali rannych partyzantów i członków AK oraz pomagali im niejednokrotnie przetrzymując ich we własnym domu. Nikt nie odszedł z ich domu bez pomocy, nawet jeśli jej udzielanie wiązało się dla rodziny doktora z niebezpieczeństwem.
Do końca roku 1940 dębickich Żydów ze strony Niemców nie spotkały większe represje oprócz utrudnień w nauce czy handlu. Zmuszono ich do noszenia na ramieniu opaski z gwiazdą Dawida. Jednak w 1941 roku zbudowano dla nich obóz pracy na rzecz Niemców, a rok później nieopodal Rynku w Dębicy powstało getto, do którego zostali przesiedleni wszyscy wyznawcy judaizmu z terenu miasta. W krótkim czasie na niewielkim relatywnie obszarze zgromadzono tysiące Żydów, którzy żyli w makabrycznych warunkach.
Dom rodziny Mikołajkowów znajdował się kilkadziesiąt metrów od wejścia do getta. Z okien swojego mieszkania widzieli co dzieje się za drutami. Około dwudziestu metrów od ich domu swoją siedzibę miało dębickie Gestapo. Tam na co dzień urzędowali znani ze swojego okrucieństwa gestapowcy Urban i Bąk. Torturowano tu setki osób, z których wielu straciło życie. Okna domu Mikołajkowów wychodziły na budynek budynku gestapo.
Nieraz dochodziły z niego krzyki torturowanych tam ludzi.
Patrząc na to co dzieję się za drutami getta rodzina Mikołajkowów nie godziła się z tym i chciała pomóc swoim dotychczasowym sąsiadom. Ryzyko było bardzo wielkie. Za pomoc Żydom groziła kara śmierci, nawet za podanie kromki chleba przez druty.
W 1941 roku Aleksander zatrudnił żydowskiego chłopca – Efraim Reicha, aby ten mógł uniknąć wysłania do pobliskiego obozu pracy w Pustkowie. Przed Niemcami wytłumaczył się, że potrzebuje gońca i osoby do pomocy. Gestapowcy nie protestowali. Efraim w dzień pracował u doktora, a na noc wracał do getta. Doktor przez Efraima przekazywał jego rodzinie żywność i lekarstwa, dzięki czemu mogli oni przetrwać najcięższe chwile.
17 lipca 1942 roku Leokadia Mikołajków dowiedziała się, że za kilka godzin ma nastąpić likwidacja getta. Przekazała ją Efraimowi, a on zdołał potajemnie wyprowadzić za druty dziesięciu członków swojej rodziny, w tym rodziców i kilkoro rodzeństwa. Doktor Mikołajków ukrył całą grupę na strychu swojego domu.
Wkrótce Aleksander wraz z Efraimem i jego ojcem wykopali zamaskowane przejście do piwnicy, co zajęło im dwa tygodnie. Robili to niemal gołymi rękami, żeby nie było ich słychać. Wciąż mieli świadomość, że tuż obok urzędują gestapowcy. Aleksander uważał, że nowe miejsce schronienia będzie bezpieczniejsze niż strych, ponieważ w domu oprócz nich byli jeszcze lokator i służąca, którzy o niczym nie mogli się dowiedzieć.
Kiedy mijał już 9. miesiąc, który rodzina Reichów spędzała w piwnicy, do Aleksandra zapukał gestapowiec. Niemiec oświadczył, że potrzebują dostępu do garażu, żeby przechowywać tam swoje auta. Tej nocy wszyscy ukrywający się w piwnicy pod garażem przemknęli stąpając na palcach z powrotem na strych do domu rodziny Mikołajkowów.
Przez cały ten okres Leokadia i Aleksander regularnie w nocy przynosili im jedzenie i wodę, ponieważ w tych godzinach mogli niepostrzeżenie wejść na strych. W przeciwieństwie do niektórych innych Polaków ukrywających Żydów, nie pobrali oni od nich za to nigdy żadnych pieniędzy i przez cały czas okupacji ukrywali przed Niemcami 13 osób, ponosząc koszty ich utrzymania.
W sierpniu 1944 front przesunął się do Dębicy. Niemcy wycofali się z miasta i z armat na przedpolu Pilzna kilka razy ostrzeliwali miasto, broniąc się przed Sowietami. W związku z tym mieszkańcy zostali wysiedleni do pobliskich wiosek. Aleksander wraz z rodziną udał się do Braciejowej. W czasie gdy przebywał na podwórku gospodarstwa w którym przebywał w pobliską stodołę uderzył pocisk armatni. Odłamek trafił doktora prosto w serce. Doktor zginął na miejscu.
Wszyscy uratowani przez Mikołajkowów Żydzi udali się do Rzeszowa, gdzie przez kilka miesięcy dochodzili do zdrowia, a Leokadia wraz z dziećmi znalazła schronienie u przyjaciół w Ostrowie.
W styczniu 1945 roku, kiedy Niemcy zostali przepędzeni na zachód wróciła wraz z dziećmi do rodzinnego miasta. Dom, który zastała był kompletnie zalany i zdewastowany przez „wyzwolicieli”, a majątek rozszabrowany. Natomiast Efraim wraz z rodziną po dojściu do zdrowia spędzili rok w Austrii, po czym w 1947 wyemigrowali do Nowego Jorku w Stanach Zjednoczonych.
Żydzi, których uratowała ze swoim mężem nie zapomnieli o niej i przez następne lata przesyłali jej paczki z odzieżą, żywnością i lekarstwami, które pomagały jej w utrzymaniu siebie i dzieci. Zapraszali ją również do USA, jednak komunistyczne władze regularnie nie wydawały jej zgody na wyjazd. W końcu pod naciskiem Żydów w 1961 roku Leokadia otrzymała zgodę i poleciała z synami do Nowego Jorku odwiedzić rodzinę Reichów.
Została ona tam przywitana jak królowa. Zaproszono ją do kabrioletu, a na brooklyńskiej ulicy zablokowano cały ruch. Na miejscu był wiwatujący tłum i mnóstwo dziennikarzy. Auto do którego wsadzono Panią Leokadię było ciągnięte przez ocalonych przez nią Żydów, którzy przypięli się do samochodu specjalnymi pasami. Otrzymała ona również w Jerozolimie tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Leokadia Mikołajków zmarła w Warszawie 31 stycznia 2004 roku, przeżywszy 98 lat. Jej synowie – Leszek i Andrzej żyją do dzisiaj.
Piotr Czuchra
Podczas pisania tego artykułu korzystałem z książki autorstwa Zbigniewa Szurka ” Rodzina Mikołajkowów. Ofiarność, odwaga, poświęcenie”.
Przeczytaj także: Tu kiedyś mieszkał Samuel Horowitz, przedwojenny rabin Dębicy