Previous
Next
Previous
Next
Previous
Next

Historia jednej pocztówki – Rynek w Dębicy

Centrum małomiasteczkowego świata stanowił główny plac miejski czyli rynek. Często to właśnie przy nim znajdowały się najbardziej reprezentacyjne budynki z ratuszem, jako siedzibą lokalnych władz, na czele. Nie inaczej było w Dębicy, chociaż akurat ta ratusza nie posiadała, a rolę magistratu pełniła kamienica na sąsiedniej ulicy.

Funkcję centralnego punktu miasta pełnił tzw. rynek Nowej Dębicy, położony nieopodal historycznej kolebki miasta, zlokalizowanej w okolicy dzisiejszego placu Gryfitów, który przed wiekami pełnił funkcję rynku Starej Dębicy. Należy bowiem pamiętać, że w XVII i XVIII wieku istniał nieformalny podział miasteczka na tzw. Starą (pamiętającą czasy lokacji miasta przez króla Kazimierza Wielkiego) i Nową Dębicę.

Na pocz. XX wieku na dębickim rynku dominowała drewniana zabudowa parterowa, czasem pomiędzy pobielonymi wapnem domami, pojawiała się jakaś jednopiętrowa kamienica. Rynek pełnił przede wszystkim funkcję handlową. W każdą środę odbywał się jarmark, na który ściągali mieszkańcy z okolicznych miejscowości m. in: Pilzna, Bobrowej, Zasowa, Straszęcina, Zawady. Sprzedawano z wozów, lub prowizorycznych drewnianych kramów oraz w usytuowanych po północnej stronie placu „sukiennicach”, jak prześmiewczo mieszkańcy miasteczka nazywali mieszczący jatki drewniany budynek. Co ciekawe ciągle reperowany przetrwał on, aż do przebudowy płyty rynku w latach 30. XX wieku. W dzień targowy kupić można było właściwie wszystko. Zarówno warzywa, owoce, nabiał jak i wyroby rękodzielnicze, kowalskie, stolarskie. Była to też okazja do pokazania się, wymiany informacji. Lokalne gospody, których w Dębicy było nie mało, pękały w szwach.

Przedwojenny jarmark pozostał w pamięci wielu mieszańców. Tak wspominał go Wojciech Wójcik: Między wozami uwijali się Żydki. Więcej było sprzedających niż kupujących. Ludzie nie mieli pieniędzy, tylko Żydzi mieli […]. Oni decydowali o cenach, oni kupowali co chcieli. A zanim Żydówka kupiła kurę, gęś, masło czy ser – to nawybrzydzała w dowolny sposób nabywany towar. A chłop musiał sprzedać bo przecież z tym przyjechał do miasta. Takich kupujących, jak kolejarzy, względnie żon kolejarzy było niewiele. A już żona maszynisty kolejowego nie szła sama na targ, bo szła z jakąś „Marysią” – służącą, która dźwigała zakupione warzywa, owoce, kurczaki itp.

Prezentowana pocztówka przedstawia widok wschodniej pierzei rynku z charakterystycznym „Hotelem Polskim”. Wydana została prawdopodobnie tuż po I wojnie światowej przez drukarnię Hindy Hauser.

Arkadiusz S. Więch

*Pocztówka pochodzi ze zborów Podkarpackiej Biblioteki Cyfrowej.

Podziel się z innymi

Shares
Previous
Next

Więcej informacji...

My i nasi partnerzy uzyskujemy dostęp i przechowujemy informacje na urządzeniu oraz przetwarzamy dane osobowe, takie jak unikalne identyfikatory i standardowe informacje wysyłane przez urządzenie czy dane przeglądania w celu wyboru oraz tworzenia profilu spersonalizowanych treści i reklam, pomiaru wydajności treści i reklam, a także rozwijania i ulepszania produktów. Za zgodą użytkownika my i nasi partnerzy możemy korzystać z precyzyjnych danych geolokalizacyjnych oraz identyfikację poprzez skanowanie urządzeń.

Kliknięcie w przycisk poniżej pozwala na wyrażenie zgody na przetwarzanie danych przez nas i naszych partnerów, zgodnie z opisem powyżej. Możesz również uzyskać dostęp do bardziej szczegółowych informacji i zmienić swoje preferencje zanim wyrazisz zgodę lub odmówisz jej wyrażenia. Niektóre rodzaje przetwarzania danych nie wymagają zgody użytkownika, ale masz prawo sprzeciwić się takiemu przetwarzaniu. Preferencje nie będą miały zastosowania do innych witryn posiadających zgodę globalną lub serwisową.