Byli pracownicy Edwarda Brzostowskiego opowiadają ciekawe historie dotyczące tego jak funkcjonował Igloopol. – Kiedyś wezwał mnie dyrektor Brzostowski do siebie i przekazał odręcznie zapisaną przez siebie kartkę z hasłem „wykonać” – mówi jedna z byłych pracownic Kombinatu. Sęk w tym, że nie umiałam przeczytać co tam było napisane.
-Edward generalnie swoje polecenia przekazywał ustnie tzn. wzywał delikwenta do siebie do gabinetu i tam udzielał mu ojcowskich wskazówek co trzeba zrobić – opowiada nasza rozmówczyni -Jeśli się nie zrobiło tego co oczekiwał szef można było stracić pracę. Mnie Edward wyrzucał ze trzy razy, ale jak potem ochłonął to zmieniał zdanie i dzięki temu dalej miałam zatrudnienie. Pewnego razu wezwał mnie do siebie wręczając kartkę z hasłem „wykonać”. Rzuciłam okiem na pismo i zdębiałam – tego nie dało się odczytać. Poprosiłam koleżanki z jednego z biur – i one nie potrafiły. Po kilkunastu minutach pół biurowca usiłowało rozgryźć co napisał szef i nikomu się nie udawało. Wreszcie któryś z kierowców odszyfrował, że tam pisze aby zaorać jakieś pole nad – rzeką? Z tym, że tam było napisane „śtreką”. Co to jest ta śtreka – pytałam i nikt nie wiedział. Wreszcie jeden z mieszkańców Straszęcina wyjaśnił, że w lokalnej gwarze ” śtreka” to nie rzeka tylko nasyp kolejowy, tory. Szefowi chodziło o zaoranie pola leżącego w Straszęcinie, obok torów kolejowych. odpowiednie polecenia poszły do traktorzystów i pole został zaorane.
Brzostowski pochodzi ze Straszęcina i słowa „śtreka” używał jeszcze jako burmistrz Dębicy. W czasie gdy planował rozszerzenie granic miasta na drugi brzeg Wisłoki mówił, że nowe granice miasta powinny sięgać do „śtreki”. Miejscy urzędnicy jego słowa zapisali jako „rzeka” i tai zapis pojawiał się w oficjalnych dokumentach. I pewnie dlatego granic miasta nie udało się powiększyć.