Budowa kościoła Miłosierdzia Bożego w Dębicy była prowadzona w czasie jednego z największych kryzysów jakie mogły trapić socjalistyczną gospodarkę. Brakowało wszystkiego, a cement był na wagę złota. Zdobywano go w przeróżny sposób. Ale któregoś razu tradycyjne metody pozyskiwania cementu zawiodły. Proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego ksiądz Józef Dobosz stanął przed wizją zatrzymania budowy bo nie było czym murować. Ogłosił wówczas prośbę podczas niedzielnej mszy świętej, że potrzebuje pożyczyć cement od tych ludzi, którzy dostali pozwolenie i go kupili, ale mogą poczekać ze swoją budową. Odzew wiernych był bardzo szybki.
Znaleźli się ludzie, którzy na plac budowy dostarczyli tyle cementu, że budowa mogła ruszyć dalej. Ale wieść o tym zabiegu dotarła do Milicji Obywatelskiej. Pewnego razu pocztą przyszło wezwanie dla ks. Dobosza na milicję. Komenda mieściła się wówczas na ul. Chłodniczej w budynku dawnego biurowca Igloopolu. W wyznaczonym dniu ksiądz stawił się na wezwanie. Tam funkcjonariusz usiłował dociec w jaki sposób i kto pożyczył cement na budowę kościoła.
Był bardzo dociekliwy i nieprzyjemny w rozmowie. Jak się później okazało, na przesłuchania byli wezwani również ludzie, którzy ten cement na budowę pożyczyli. Cała sprawa mocno poszarpała nerwy wszystkim, ale nie miała dalszego ciągu. Prawdopodobnie sprawę umorzono, bo przecież nawet w systemie komunistycznym pożyczanie cementu nie było przestępstwem.