Niedługo Antek sam na tym świecie się pozostał. Miejsca sobie nie mógł znaleźć. Nieraz siadał nad brzegiem Wisłoki i tak potrafił siedzieć cały dzień. Dzieci pilnowały go ukradkiem, żeby sobie czegoś złego sobie nie zrobił. Pewnego razu na cmentarz do Straszęcina wczesnym rankiem, tak żeby go nikt nie widział, poszedł na grób swojej Anulki ukochanej. W domu szukać go zaczęli, a gdy w najbliższej okolicy go nie znaleźli ktoś znać dał, że w Grabinach, na straszęcińskiej drodze go widzieli. Poszli więc tam i znaleźli Antka jak przy grobie swojej Anulki ukochanej siedział. Uśmiechał się jakby sam do siebie, ale ten uśmiech to już ostatni był w jego życiu. Bez ducha tak z tym uśmiechem nad grobem go zastali. W rękach garść chabrów, tych ulubionych kwiatków swojej żony, trzymał. Ludzie potem mówili, że to serce mu pękło z żalu za Anulką, co jego jedynym światłem w życiu była.
Antka pochowali tuż obok jego Anulki. Dzień jego pogrzebu piękny i słoneczny się udał. Akurat tego dnia nad cmentarzem dwa sokoły krążyły. Pięknie ptaki latały nad ludźmi co na Antkowy pogrzeb w dużej liczbie przybyli. A ksiądz proboszcz, co historię Antka i Anulki znał tak pięknie o nich mówił, że szloch w kościele się rozlegał, a ludzie łez się nie wstydzili.
-Patrzcie, tamte ptaki nad nami, to jakby Antek i Anulka – ktoś wskazał na niebo.
I nikt temu nie zaprzeczył, a ludzie potem mówili, że to Anulka po swojego męża przyszła z nieba i jego tam ze sobą zabrała.
Wcześniejsze losy Antka i Anulki można przczytać pod tymi linkami: