Ta historia wydarzyła się naprawdę. W 1914 roku 17- letnia Julia żegnała swojego narzeczonego, który został powołany do armii austriackiej. Obiecała czekać na niego bez względu na wszystko co się wydarzy. Słowa dotrzymała, chociaż on nigdy z wojny nie wrócił.
W 1914 roku Julia i jej narzeczony, którego imienia nie udało się ustalić byli narzeczonymi. Planowali ślub i wspólne życie. Prowadzili spokojne życie. Oboje mieszkali w Zasowie. Ich rodziny prowadziły niewielkie gospodarstwa rolne i oni też planowali takie życie. Pewnie nie słyszeli o zamachu w Sarajewie, który rozpoczął I Wojnę Światową. Nigdy nawet nie przypuszczali, że to wydarzenie tak odciśnie się na ich życiu. Mieli swoje plany życiowe i nadzieję, że uda się je zrealizować.
Gdy jej narzeczony dostał powołanie do wojska nie był bardzo zmartwiony. Podobnie jak on wezwano do armii wielu młodych chłopaków z Zasowa i okolicznych wsi.
– Odsłużę swoje i wrócę – mówił do swojej ukochanej. Tylu przede mną było w wojsku. Wyprawimy wesele po moim powrocie.
– Będę czekała na ciebie, nawet do końca życia – ślubowała mu Julia. Zawsze modlę za ciebie. Tak będę blisko przy tobie.
Wojna trwała dłużej niż oboje mogli przypuszczać. Jej ukochany nigdy z niej nie wrócił. Nie było też żadnej wieści o jego losie. Zasów znalazł się też w ogniu walk, a pozostałością po tych wydarzeniach jest cmentarz wojenny.
W 1918 roku z wojny zaczęli wracać ci, którzy ocaleli. Często okaleczeni, chorzy, bez rąk czy nóg. Opowiadali straszne rzeczy o wojnie. Julia czekała na swojego ukochanego, który mimo upływu kolejnych dni nie wracał. Różni chłopcy zabiegali o jej rękę, ale ona zawsze odmawiała. Czekała i modliła się za niego. Codziennie odmawiała różaniec i wyglądała przez okno czy nie nadchodzi. Kilkadziesiąt lat.
Umarła cicho we śnie, gdzieś w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku. Dożyła sędziwego wieku. W dniu jej pogrzebu był piękny dzień. Świeciło słońce, było bezwietrznie, niebo było błękitne. To był październik, jeden z piękniejszych miesięcy w roku. Droga którą podążał kondukt pogrzebowy usłana była kolorowymi liśćmi.
– Taką śmierć trzeba sobie wymodlić – mówił nad jej mogiłą ksiądz, który odprowadzał ją na cmentarz.
Pochowano ją z różańcem w ręku, tym samym na którym modliła się za swojego narzeczonego. Czekała na niego wiernie całe swoje życie.
Ludzie mówią, że tam pewnie, dokąd odeszła spotkała swojego narzeczonego. Jej mogiła znajduje się na Cmentarzu Parafialnym w Zasowie. Dziś już trochę zapomniana. Julia nigdy nie dowiedziała się gdzie spoczął jej ukochany. Być może leży w masowych grobach żołnierskich w okolicach Łańcuta. A może pochowano go w bezimiennej mogile podobnie jak wielu innych żołnierzy, którzy zginęli podczas Wielkiej Wojny.