Fot. polona.pl
Przedwojenna codzienność upływała mieszkańcom ziemi dębickiej na ogół spokojnie i bez większych zdarzeń, które mąciłyby ów prowincjonalny spokój. Czasem jednak dochodziło do wydarzeń, które odnotowywane były w prasowych kronikach kryminalnych, a które na długo pozostawały w pamięci mieszkańców. Oto niektóre z nich – mające miejsce w latach 30. XX wieku.
Z początkiem 1934 roku doszło do napadu rabunkowego w Pustyni. W nocy z 18 na 19 stycznia do domu wdowy po dróżniku kolejowym Stefanii Berczyk włamało się dwóch złodziei i skradło ubrania oraz kwotę 20 zł. Nie wiedzieli oni jednak, ze poszkodowana rozpoznała ich i szybko poinformowała posterunek dębickiej policji. Sprawcy zostali ujęci i ukarani. Okazali się nimi również mieszkańcy Pustyni: Jan Kukułka i Andrzej Michałek.
W 1933 roku w Pustkowie grupa pięciu młodych bandytów napadła na dom kolejarza Cebulaka. Żonie udało się zbiec, a schorowaną matkę zranili bagnetem. Zrabowali nie tylko pensję kolejarza, ale także i jego mienie, po czym uciekli do niedalekiego lasu. Czwórkę z nich zatrzymała policja i oddała pod sąd.
W sierpniu 1934 roku przy drodze prowadzącej do Pilzna niejaki Marian Wójcik, znany powszechnie w Dębicy złodziej i włamywacz wtargnął do jednego z domów w celu dokonania rabunku po czym złapany na gorącym uczynku przez właścicielkę posesji rzucił się na nią próbując ją udusić. „Echo z nad Wisłoki” relacjonowało: wtargnął do jej mieszkania oknem od ogrodu i w poszukiwaniu za łupem splądrował szuflady, kufry itd. Znalezioną biżuterię schował do kieszeni, resztę zaś zaczął składać do tłumoka. W trakcie tego weszła właścicielka mieszkania p. K. Nie wiadomo dlaczego złodziej na widok wchodzącej nie uciekł (…). Rzezimieszek zamiast uciekać rzucił się na wchodzącą do mieszkania p. K. i uchwycił ją obiema rękami tak silnie za arterie szyjne, że nie mogła wydać żadnego głosu. Opisana sytuacja zapewne skończyłaby się tragicznie, gdyby nie fakt, że Wójcik w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia lekko poluzował uścisk i okrzyk napadniętej usłyszał sąsiad, którzy przyszedł jej z pomocą.
W listopadzie 1934 roku w Latoszynie doszło do bestialskiego mordu na młodej dziewczynie. Fryzjer Edward Przybyłko zatrudniał jako praktykantkę dwudziestoletnią Chmielównę. Pewnego dnia zaciągnął ją siłą do pobliskiego lasu powyżej zdroju i tam ją strzałem z rewolweru zamordował. W toczącym się śledztwie tłumaczył, jako oboje zamierzali popełnić samobójstwo, aczkolwiek dla niego już zabrakło naboju. Tymczasem aresztujący go policjanci odkryli w jego kieszeni niewykorzystane dwa naboje.
Do wielkiej tragedii doszło również w poddębickiej Nagawczynie, o czym informowało lokalne pismo „Zwierciadło znad Wisłoki”. W 1936 roku w domu jednej z mieszkanek, niejakiej Łukaszewskiej, policjanci dokonali makabrycznego odkrycia. Znaleźli ciało obdartego ze skóry dziecka.
Podczas wesela w Wólce koło Pustkowa w domu Wiktora Przybycienia, w nocy z 30 na 31 stycznia 1934 roku doszło do bójki pomiędzy młodymi parobkami. Zakończyła się ona śmiercią jednego z uczestników. O zajściu donosiła ówczesna prasa: znany awanturnik wiejski, karany kilkakrotnie przez sądy tak cywilne jak i wojskowe, Jan Michałek, lat 23, ranny nożem w plecy i uderzony twardym narzędziem w głowę, miał jeszcze na tyle sił, by dowlec się do stajni, gdzie wkrótce wyzionął ducha.
W 1933 roku z siedziby kasy chorych skradzione zostały maszyny do pisania. Sprawcę jednak szybko ujęto i zamknięto w areszcie. Złodziej wykazał się jednak dużym sprytem i obejrzawszy dokładnie miejsce swojego zatrzymania odkrył, że w rogu pomieszczenia, w miejscu, w którym niedawno rozebrano znajdujący się tam wcześniej piec, niektóre cegły w ścianie są nieco obluzowane. Wyciągnął zaś owe cegły i przecisnąwszy się przez powstałą dziurę zbiegł pod osłoną nocy. Ponownie włamał się do budynku kasy chorych i zabrawszy maszyny do pisania uciekł z Dębicy.
Zdarzało się, że dębickiej policji udało się rozbić działające w regionie bandyckie szajki. Tak było i w 1933 roku, kiedy to aresztowani 14 osób zamieszanych w napady pomiędzy Dębicą a Pilznem. Dokonali oni w sumie 47 kradzieży, a podczas jednego z napadów, w Jaźwinach 26 grudnia 1932 roku zamordowali Józefa Augustyna. Szajka owa grasowała z bronią w ręku i miała dokładnie sprecyzowane plany napadów, m. in. na kasjerkę przenoszącą pieniądze z rzeźni eksportowej na pocztę, a także na samochód pocztowy kursujący pomiędzy Dębicą a Ropczycami.
W maju 1933 roku w Paszczynie nieznani sprawcy pod osłoną nocy włamali się do budynków gospodarczych zagrody Franciszki Gąsiorowej. Ta usłyszawszy rumor wyszła przed dom. Znajdujący się akurat przed nim rabusie oświetlili ją latarką po czym oddali strzał z pistoletu domowej produkcji (złamany karabin nabity gwoździami) i zbiegli. Ciężko ranna z brzuch kobieta doczołgała się do sąsiadów i zmarła w męczarniach.
W sierpniu 1933 doszło w Dębicy do kradzieży mydła. Włamywacze dostali się do składu mydła Hollandra i wynieśli z niego 50 kg mydła sprowadzonego niedawno z Katowic, a także wszystko co tylko nadawało się do wzięcia, w tym bieliznę i buty.
Niektóre zdarzenia miały wydźwięk na poły humorystyczny, aczkolwiek tragiczny w swoim finale. W grudniu 1935 roku, w Ropczycach niejaki Józef Miś robił swojej małżonce wyrzuty, że nie dość przykłada się do prania jego bielizny i ta jest niezbyt czysta. Tak mocno zirytowało to oskarżaną o niedokładność żonę, że ta nie zastanawiając się zbytnio oblała Misia wrzątkiem. Skutkiem czego trafił on w stanie ciężkim do szpitala.
Arkadiusz Więch