Na początku lat 90-tych „Stomil” zatrudniał około pięciu tysięcy ludzi. Był największym pracodawcą w mieście. Firma zapewniała pracę, mieszkania i wyżywienie. Dyrektorem Dębickich Zakładów Opon Samochodowych był wówczas Henryk Mitręga. Potem zaczęły się zwolnienia i dramat wielu rodzin.
W realiach gdy za wszystko odpowiadało państwo przerost zatrudnienia nie był problemem, ale zaczynało się już nowe w życiu gospodarczym i wchodziły zmiany. Pierwszym ich powiewem była fala zwolnień w dębickim „Stomilu”, które objęła sześćset osób. To było na początku lat 90-tych.
-To przypominało egzekucję – wspomina jedna z osób pracujących w „Stomilu” od 1981 roku. Lęk poszedł po zakładzie. Nikt nie znał swojego dnia ani godziny, kiedy na niego padnie.
W czasach PRL-u istniał niemalże przymus pracy. Patrole Milicji Obywatelskiej kontrolowały ludzi na ulicach, czy w dowodach osobistych mają pieczątki świadczące o zatrudnieniu. Dowody miały wówczas postać zielonych książeczek formatu małego notesiku. Zawierały kilkanaście karteczek na których oprócz podstawowych danych jak imię i nazwisko, data urodzenia zamieszczano też adres zameldowania oraz miejsce zatrudnienia poświadczone stosowną pieczątką zakładu pracy. Tych, którzy unikali zatrudnienia państwowe media nazywały bumelantami. Byli publicznie piętnowani. Praca była przymusem, a nie dobrodziejstwem. Teraz to się zmieniało.
W pierwszej fali zwolnień w „Stomilu” na bruk poszli głównie ci co mieli coś na sumieniu. Jakieś nieusprawiedliwione nieobecności w pracy, dłuższe zwolnienia lekarskie, picie na ternie zakładu lub przychodzenie do roboty po kilku głębszych. Ale trafiło też na „zupełnie niewinnych”. Nagle okazało się, że w „Stomilu” pracuje za dużo ludzi i ten stan będzie nie do utrzymania. Prysło socjalistyczne bezpieczeństwo, wchodził twardy kapitalizm.
Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku w dębickim „Stomilu”, zaczęto wprowadzać zmiany w organizacji produkcji. Zakład przypominał wówczas wielki kombinat, w którym produkcja opon była tylko częścią jego działalności. Firma miała własną chlewnię, gdzie hodowano trzodę chlewną na potrzeby żywieniowe pracowników. Działała firmowa stołówka „Stomilanka”, ośrodki wypoczynkowe i własny transport. Istniała nawet firma należąca do Stomilu budująca bloki dla pracowników, które stoją do dziś. Praca w „Stomilu” dawała poczucie bezpieczeństwa.
W tym czasie w całej Polsce dokonywały się zmiany w życiu gospodarczym. Wprowadzany był Plan Balcerowicza, którego wiele przedsiębiorstw nie było w stanie przetrwać. To była prawdziwa rewolucja, która miała za zadanie zdusić ogromną inflację. Z dnia na dzień podniesiono oprocentowanie kredytów, zamrożono pensje. Tysiącom zakładów, których właścicielem było państwo zabrakło nagle zleceń, bo ich produkty były nieatrakcyjne i przestały się sprzedawać. Na polski rynek zaczęły docierać zagraniczne wyroby wypierając rodzime marki. Upadały firmy, ludzie tracili pracę, a często ci którzy mieli zatrudnienie długie miesiące nie otrzymywali pensji. Taka była rzeczywistość początku lat 90-tych w Polsce, która z socjalistycznej gospodarki centralnie sterowanej gwałtownie przechodziła na wolnorynkowe tory.
Zapraszamy do wspomnień na naszych profilu FB byłych pracowników firmy.
Napiszcie jak pracowało się w tym największym dębickim zakładzie.
Przeczytaj także :
My ze „Stomilu” II. Tak wyglądał nasz zakład. ZDJĘCIA – Ziemia Dębicka (ziemiadebicka.pl)
My ze „Stomilu” III. Wydział wózków spalinowych RM/Ł – Ziemia Dębicka (ziemiadebicka.pl)