Po wspaniałym niegdyś pałacu w Machowej do czasów współczesnych nie zostało dosłownie nic. Jak pisaliśmy w pierwszym w historii artykule o tym pałacu (link) dzisiaj już mało kto pamięta, że w Machowej stał niegdyś wzniesiony przez właściciela wsi Stanisława Ankwicza wielki, liczący blisko 630 metrów kwadratowych pałac w rozległym, czterohektarowym parku. Od początku XIX wieku był rodzinną rezydencją Ankwiczów, a potem jeszcze kilku innych rodzin szlacheckich, a po II wojnie światowej znacjonalizowany przez władze komunistyczne do pożaru na początku lat 60. XX wieku który go unicestwił służył lokalnej społeczności Machowej.
Po publikacji naszego artykułu o pałacu w Machowej w jednym z komentarzy pojawiła się krótka informacja od Pani Marii Tumidajewicz: „Byłam ostatnim mieszkańcem tej budowli, spłonął gdy miałam 3,5 roku, pamiętam ten pożar do dzisiejszego dnia. Był piękny park, kochałam to miejsce„.
Skontaktowaliśmy się z Panią Marią Tumidajewicz z nadzieją, że ma więcej wspomnień o tym nieistniejącym, pochłoniętym przez pożar pałacu i nie zawiedliśmy się.
Pani Maria, która jako 15-latka opuściła Machową i przeniosła się z rodziną do Tarnowa, a od 43 lat mieszka w Wiedniu z wielkim sentymentem wspominała pałac w Machowej w którym mieszkała jako dziecko.
„Niestety dwór został zniszczony przez pożar. Moja rodzina uratowała nie wiele rzeczy, większość niestety spłonęła. Moja mama nienawidziła tego miejsca i większość rzeczy związanych z tym miejscem wyrzuciła. Mój brat i ja bardzo byliśmy związani z tym pięknym miejscem, było tyle pięknych drzew i kwiatów, piękna aleja orzechów laskowych, klony, jaśmin, bez, wiele roślin z Włoch. Niestety, już nikt nie żyje z tych osób, które mieszkały tam tuż przed pożarem. Na dole mieszkał pan dozorca Trybus. On na pewno dużo wiedział na temat tego budynku, moja babcia mi też wiele o tym dworze opowiadała. Mam do tej pory dużą miłość do tego miejsca, ile razy jestem w Polsce odwiedzam to miejsce, które jest zupełnie inne, ale czuję tam tą magię dawnych czasów i gdy czytam Mickiewicza, myślę o tym dworze” – wspomina Pani Maria.
Po II wojnie światowej kiedy pałac był jeszcze w dobrym stanie służył on lokalnej społeczności. W pałacu oprócz mieszkań znajdowała się biblioteka oraz urząd stanu cywilnego, w którym rodzice Pani Marii brali ślub. Obok dworu były trzy duże piękne stawy i cudowne niespotykane kwiaty rosły na wybrzeżu stawu, były również lilje wodne. Niezapomniane wrażenie robiły wspomniane stawy przy pałacu, przy których jak mówi nasza rozmówczyni było bardzo romantycznie i magicznie zwłaszcza latem.
Pani Maria przesłała nam fotografie swoich pamiątek z dworu w Machowej : „To są moje pamiątki z dworu: solniczka i pieprzniczka, widelce i noże. Zdjęcie z parku – mała dziewczynka to ja i mój brat, który też bardzo kochał to miejsce. Bardzo minie ta historia wzruszyła, to było najcenniejsze miejsce w moim dzieciństwie. Pamiętam też bale i wesela które tam były. Była też biblioteka, która zupełnie spłonęła” – opowiada Pani Maria.
„Dziękuję bardzo serdecznie za tą publikację o pałacu w Machowej. Jestem bardzo serdecznie wzruszona, moja dusza się cieszy i widzę przed sobą to miejsce. Jeszcze wiele lat później kiedy po pożarze nic tam już nie było chodziliśmy z bratem i szukaliśmy tajemnic, znaleźliśmy podziemia. Jako dzieci nie mieliśmy możliwość dalej kopać, starsi wszystkiego zabraniali, to było niedozwolone miejsce żeby tam przebywać, ale myśmy tam dalej chodzili i szukaliśmy utraconego czaru” – wspomina Pani Maria.
„Dwór był mojego brata i moim ulubionym miejscem z dzieciństwa. Jako małe dzieci bawiliśmy się na ruinach zamku, obydwoje kochaliśmy to miejsce. Mieliśmy oboje marzenie mieszkać dalej w zamku, pamiętaliśmy te duże pokoje. W lecie duża sala była pusta, było tam piękne światło. Niewątpliwie pałac projektował jakiś znakomity architekt. Światło w tym obiekcie odgrywało dużą rolę, jak i piękny park i trzy stawy gdzie była piękna roślinność. Mój brat nie żyje, do końca życia był bardzo uczuciowo związany z dworem. Ja też kocham to miejsce do tej pory, zawsze gdy jestem w Polsce, jadę tam. Teraz dzięki Państwa publikacji o pałacu w Machowej przerabiam znowu dzieciństwo i wspominam przeszłość. To jest jak uzdrowienie mojej duszy, jestem wdzięczna za to przeżyte dzieciństwo i jednocześnie opuszczam to piękne miejsce, było moje, stracone, ale dzisiaj otaczam to wdzięcznością, a nie tęsknotą i bólem” – mówi na zakończenie swoich wspomnień związanych z pałacem w Machowej Panin Maria Tumidajewicz i dodaje że Wiedeń w którym mieszka od 43 lat jest pięknym miastem w którym jest dużo pałaców u pięknych budowli i to małe ukojenie dla jej dzieciństwa.