30 marca w DK Śnieżka odbył się Konkurs Ortograficzny DĘBICKIE DYKTANDO 2015. W konkursie wzięli udział zarówno uczniowie dębickich szkół, jak i osoby dorosłe, wśród których nie brakowało pracowników miejskich jednostek organizacyjnych, spółek, firm i placówek oświatowych. Na szczególne podkreślenie zasługuje udział kilkunastu mieszkańców Dębicy, którzy prywatnie postanowili zmierzyć się z niełatwym tekstem zatytułowanym „Urojenia chorej wyobraźni, czyli strach ma wielkie oczy”.
Celem zorganizowanego już po raz trzeci konkursu było przede wszystkim propagowanie umiejętności stosowania zasad ortografii, doskonalenie poprawności ortograficznej, rozwijanie zainteresowań kulturą polską, jak również zabawa poprzez samokontrolę ortograficzną.
W konkursie wyłoniony zostanie Mistrz Ortografii Miasta Dębicy w czterech kategoriach: uczniowie szkół podstawowych, uczniowie gimnazjów, nauczyciele i pozostali uczestnicy. Najlepsi uczestnicy otrzymają nagrody i dyplomy ufundowane przez sponsorów konkursu: TC Dębica, Fundacja Śnieżki „Twoja Szansa”, Arkus & Romet Group oraz Urząd Miejski w Dębicy.
Organizatorzy konkursu, Szkoła Podstawowa nr 2 w Dębicy i Miejski Zarząd Oświaty w Dębicy dziękują sponsorom za okazaną pomoc, a uczestnikom za liczny udział w Dyktandzie 2015, jak również informują, że wyniki konkursu zostaną ogłoszone niebawem na stronie internetowej Urzędu Miejskiego w Dębicy.
Tekst dyktanda:
UROJENIA CHOREJ WYOBRAŹNI, CZYLI STRACH MA WIELKIE OCZY
Po niezmiernie wyczerpującym dniu ciężkiej harówki wracałem samotnie do domu leśnym duktem. Nagle spomiędzy zarośli wyłonił się przerażający pies i zaszedł mi drogę, szczerząc żarłocznie popielato – brązowe spróchniałe zęby. Nigdy nie uważałem się za szczególnego supertchórza, ale ten groźnie wyglądający chart o płowoszarej sierści przyprawił mnie o drżenie łydek i wyzwolił szereg wahań i rozterek. Sądziłem bowiem, że rozsierdzone psisko wkrótce rzuci się na mnie. Wyobrażałem sobie, że taki obżartuch musi spożywać nieprzeliczone ilości jedzenia. Pewnie pochłaniał wszystko, co było w zasięgu ręki. Drobiażdżkiem wydawała mu się na pewno dobrze wysmażona kura, nie większą przekąską brytfanna kruchego jagnięcego combra.
Zapadał zmierzch, nieubłaganie zbliżał się wieczór, a ja stałem z przymrużonymi oczami, coraz bardziej nieswój. Chaotyczne przypuszczenia tłukły się po mojej sfrustrowanej wyobraźni. Przeróżne myśli, jak z najkrwawszych horrorów, czy fantastycznonaukowych powieści, chyżo tworzyły obrazy sytuacji, która niebawem miała nastąpić. Wahałem się, co uczynić, a ogromny zwierz czyhał na mnie nieopodal. Gdybyż podążał tędy albo jakiś przechodzień, albo handlarz starzyzną lub przynajmniej mój nieznośny siostrzeniec, z którym się już nieraz poróżniłem, nie traciłbym nadziei. Niestety, była ósma wieczór, śnieżek nieprzerwanie prószył, tworząc tu i ówdzie stożkowate minizaspy, a ja utknąłem w tej czasoprzestrzeni, rad nierad, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki. Rzadko zdarzały mi się podobne nie najprzyjemniejsze sytuacje.
Gdy tak rozmyślałem rozhisteryzowany, poczułem niespodziewane liźnięcie psim jęzorem. Popatrzyłem wokół przez rzęsy. Cóż za nieporozumienie! To przecież nie jest zły pies. To poczciwy Hamburger, pupilek mojej sąsiadki – Józefiny.