Dwór w Zasowie to obecnie piękna i tajemnicza ruina, ale chyba nie wszystkie tajemnice tego obiektu są dziś odkryte. Od wielu lat krążą wokół niego legendy, jakoby z piwnic zamkowych wiodły na okliczne pola podziemne tunele. Miały one służyć jako droga ucieczki dla mieszkańców w razie niebezpieczeństwa. Inna lokalna legenda mówi o ukryciu w nich kosztowności, których wysiedlani przez komunistów właściciele nie mogli zabrać ze sobą.
Dwór w Zasowie określany czasem mianem pałacu został wzniesiony na przełomie XIX i XX wieku w stylu klasycystycznym. Przestronny, murowany, liczący 380 metrów kwadratowych budynek, którego całkowita kubatura przekraczała 2 000 metrów sześciennych był wówczas obiektem dwukondygnacyjnym, podpiwniczonym, wzniesionym na planie prostokąta. Czasy świetności dworu przypadły na lata 20 XX wieku kiedy to właścicielami Zasowa i pałacu była rodzina hr. Łubieńskich.
Pierwszy, dość skromny, parterowy dwór w Zasowie wraz z dobrami o powierzchni 5000 mórg stały się własnością Witolda hr Łubieńskiego około 1879 r. kiedy to kupił cały majątek od poprzedniej właścicielki Henryki z Ankwiczów, niespełnionej miłości Adama Mickiewicza. W dworze zamieszkała rodzina hr. Witolda i Elżbiety (z d. Morawskiej) Łubieńskich, którzy pobrali się w 1869r. W kolejnych latach dwór był modernizowany i unowocześniany.
W 1910 roku dwór przebudowano według projektu Tadeusza Stryjeńskiego, zaprzyjaźnionego z rodziną Popielów i Łubieńskich. Pałac na planie prostokąta, podpiwniczony, murowany, o powierzchni 380 metrów kwadratowych z dobudowanym piętrem w stylu klasycystycznym był bardzo okazałą budowlą.
Główne wejście otoczone kolumnami tworzącymi tak zwany portyk znajdowało się na frontowej ścianie budynku. Na frontowej ścianie na pierwszym piętrze znajdował się piękny taras widokowy. Elewacja ogrodowa była otwarta na park w stylu angielskim o powierzchni ponad 11 ha z pięcioma stawami z których do dzisiaj przetrwały tylko dwa.
II wojnę światową dwór przetrwał w dobrym stanie. Podczas wojny spotykali się w nim przedstawiciele ruchu oporu, a część członków rodziny aktywnie brała w nim udział. Alfred Łubieński był oficerem Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej, uczestnikiem Akcji „Burza”. Zginął w potyczce z Niemcami we wrześniu 1944 roku. Razem ze śmiercią ostatniego właściciela zakończył się okres świetności dworu który zaczął popadać w ruinę. Po II wojnie światowej rodzina Łubieńskich decyzją komunistycznych władz Polski Ludowej musiała opuścić swój dom w Zasowie.
Nowe władze zakazały im zbliżać się do swoich dawnych dóbr na odległość bliższą niż 30 kilometrów. Dwór pozostawiony bez opieki z każdym rokiem popadał w coraz większą ruinę. W latach ’60 XX wieku na terenie pałacu zostały przeprowadzone prace podczas których konserwatorzy na ścianach dworu odnaleźli ślady dawnych polichromi z XVIII wieku. Dwór, a właściwie to co z niego do dzisiejszych czasów pozostało czyli kilka ścian z każdym rokiem znika z powierzchni ziemi coraz bardziej.
Dwór w Zasowie, jego otoczenie i swoją rodzinę tak opisał książce „Kartki z wojny” Konstanty Łubieński, syn Witolda:
„Zassów, ten kiedyś duży majątek o obszarze 5 000 morgów, za życia mego ojca na skutek spłat rodzinnych, szerokiej jego działalności społecznej i zniszczeń po pierwszej wojnie światowej, zmalał do 180 ha. A więc była to resztka. Na tym niewielkim obszarze mój ojciec a potem brat Alfred rozwinęli największe w Małopolsce szkółki drzew owocowych i ozdobnych oraz hodowlę róż. Bezpośrednio przed drugą wojną światową stan majątku, choć jeszcze zadłużonego, był kwitnący – co stało się w dużej mierze zasługą Alfreda.
Zassów przy tym był majątkiem o wyjątkowym uroku. Taka była powszechna opinia. Położony na wzgórku, ostatnim wzgórku podkarpackim w kierunku Wisły, posiadał bardzo rozległy (ponad 20 ha) piękny park. Obok starych buków, jesionów, lip, wierzb płaczących oraz wielu innych drzew i krzewów, rosły w nim egzotyczne okazy, jak strzeliste orzechy amerykańskie i kasztany jadalne, które o dziwo, wytrzymywały najcięższe mrozy. Drzewa rosły w grupach i pojedynczo, a między nimi rozpościerały się jak dywany, jędrne zielone trawniki. Park przecinały aleje grabowe, leszczynowe i tujowe, lecz najwspanialsza była aleja lipowa, ciągnąca się od bramy wjazdowej, strzeżonej przez dwie barokowe kolumny i skromny domek zwany stróżówką – aż prawie do samego domu.
Dom położony środku parku był duży, może dlatego zwano go pałacem. Jednak właściwie stylu pałacowego nie miał. Z zewnątrz linie architektoniczne były regularne, lecz całość przedstawiała się trochę dziwacznie. Wynikało to z dobudowy piętra przez krakowskiego architekta Stryjeńskiego, przyjaciela mego dziadka Konstantego Popiela, gdzieś w pierwszych latach XX wieku. Piętro to nasadzono na budynek bardzo stary, gdyż sięgający ponoć XVI wieku. Na szczęście nie naruszono jego wnętrza, które zachowało kilka pięknie sklepionych pokoi oraz wielki salon z belkowanym stropem. Już po wojnie, kiedy na skutek braku konserwacji zawalił się dach i część murów, ujawniły się freski jeszcze siedemnastowieczne, jak stwierdzili historycy sztuki, między innymi moja siostra dr Maria Starzewska.
Z lewej strony domu ciągnęła się prosta oficyna, niestety zeszpecona dwoma przybudówkami. Wokół domu, a także w domu było mnóstwo kwiatów. Z zewnątrz dominowały polianty, begonie i szałwie. Wewnątrz – róże i gladiole. Park przechodził w szkółki drzew i krzewów ozdobnych, w sady oraz pola róż. Szkółki drzewek owocowych były położone dalej od domu. Całość przedstawiała się przepięknie.”
Wieść o podziemnych tunelach zaczęła pojawiać się jeszcze przed wojną, a własnym życiem zaczęły żyć po jej zakończeniu. Miały mieć one kilkaset metrów długości i prowadzić z zamkowego wzniesienia na pola w kierunku przysiółka zwanego Parkany. Inne relacje mówią, że mogły tam zostać ukryte kosztowności, które właściciele obiektu musieli zostawić, gdy komuniści wypędzili ich z majątku. Jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku w piwnicach były tajemnicze wejścia zasypane gruzem ceglanych od strony tych pól. Niestety wejście tam było niemożliwe z uwagi na niebezpieczeństwo osypujących się cegieł ze stropu. Dziś dostęp do piwnic jest zabroniony, a sam obiekt grozi zawaleniem. Ale Zasów jest pięknym miejscem, zwłaszcza jesienią gdy drzewa posadzone w przypałacowym parku przybierają piękne kolory. Idealne cel niedzielnej wycieczki.
Aktualne (lipiec 2020) zdjęcia ruin dworu w Zasowie dzięki uprzejmości Pana Włodzimierza Topolskiego
Przeczytaj także: Zasów: 140 lat tradycji szkółkarskiej