Kilka lat po wojnie remontowano dach na kościele w Zawadzie. W którymś momencie jeden z pracujących mężczyzn zaczął zsuwać się z dachu i gdyby upadł, z pewnością poniósłby śmierć. Przed tragedią ocaliła go kurtka którą miał na sobie. Tuż przed krawędzią dachu zahaczyła ona o wystający z deski gwóźdź i zatrzymała spadającego. Jego towarzysze na linie wyciągnęli go w bezpieczne miejsce. Człowiek ocalał. To był cud, czy przypadek.
Kilka lat temu w jednym z numerów „Polityki” ukazał się artykuł dotyczący tego, czy dziś można wierzyć w cuda. Z łatwością przychodzi nam uwierzyć w cudowne wydarzenia, które miały miejsce sto czy więcej lat temu. Ale czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że dzieją się one również teraz? W Zawadzie jedno wydarzenie od lat uznawane jest za cud. To historia pocisku armatniego wystrzelonego przez Rosjan w kierunku kościoła. Rzecz miała miejsce podczas pierwszej wojny światowej. Pocisk został wycelowany w główny ołtarz i trafił w niewielką wówczas akację, która go zatrzymała. W całej bitwie jaka wówczas się rozegrała pomiędzy Rosjanami i Austriakami nie zginął nikt z mieszkańców Zawady. Do dziś powszechnie uznawane to jest za cud. Może to był jednak przypadek ? Przygotowując materiały do tego artykułu odwiedziłem Zawadę. Przy kościele spotkałem kilku mężczyzn którzy odnawiali figurkę Matki Boskiej stojąca na schodach prowadzących do kościoła. Opowiedzieli mi następującą historię. Pewnemu mieszkańcowi Nagawczyny podczas wybierania ziemniaków z piwnicy zawalił się strop na plecy. Człowiek ten przeżył, ale w wyniku wypadku nie mógł już chodzić prosto, poruszał się mocno przygięty do przodu w pozycji przypominającej literę L. Wyraźnie widać było, iż miał uszkodzony kręgosłup, który nie pozwalał mu się wyprostować. Jakiś czas później pomagał on podczas prac remontowych w kaplicy Matki Boskiej Zawadzkiej. Nagle spadł z rusztowania na kamienną posadzkę i stracił przytomność. Ówczesny proboszcz w intencji tego człowieka krzyżem leżał kilka godzin przed obrazem Matki Boskiej Zawadzkiej. Po pewnym czasie mężczyzna ten odzyskał świadomość i, co było zaskoczeniem dla niego samego i całego otoczenia, mógł się wyprostować! Po tamtej ułomności nie został nawet ślad. O historii tej nie ma wzmianki w księgach parafialnych. Ale ta opowieść, podobnie jak wiele innych, żyje w pamięci okolicznej ludności i przekazywana jest z ust do ust. Zresztą jak wiele innych. Wśród historii uchodzących za niezwykłe, które miały miejsce w ostatnich latach, ludzie wspominają jedną. Wydarzyła się ona podczas rozbudowy świątyni w latach 90-tych ubiegłego wieku. Na budowaną właśnie wieżę miano nałożyć ciężką kopułę wieńczącą budowlę. Do tego celu sprowadzono specjalny dźwig, który uniósł ją do góry. Okazało się jednak, że ramię dźwigu jest zbyt krótkie i aby mogła ona osiąść na swoim miejscu brakuje kilkunastu centymetrów. Jak twierdzą świadkowie, wówczas nagle zerwał się wiatr, który rozhuśtał kopułę tak, iż umieszczenie jej na wieży odbyło się bez trudu. Czy to był przypadek? Współczesnemu człowiekowi bardzo trudno jest wierzyć w cuda. Z reguły im jest lepiej wykształcony tym trudniej jest mu uwierzyć w coś, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. A cuda takim tłumaczeniom się opierają. Dębica, lata 80-te ubiegłego wieku. Pewne małżeństwo nie może doczekać się potomstwa. Od lat odwiedzają lekarskie sławy, poddają się coraz to nowszym kuracjom i badaniom. Wszystko na nic. Któregoś dnia odwiedzają Sanktuarium w Zawadzie. Tu modlą się długo i żarliwie. Kilka miesięcy później kobieta zachodzi w ciążę i rodzi zdrowe dziecko. Ich radość nie ma granic. Podobna sytuacja ma miejsce kilka lat później. Inne dębickie małżeństwo, młodzi świetnie wykształceni, od wielu lat nie mogą mieć dziecka. Bez większej wiary i przekonania odwiedzają Zawadę. Modlą się. Za jakiś czas kobieta rodzi zdrowe dziecko. Sami do dziś nie wiedzą czemu przypisać to szczęśliwe zrządzenie losu. Czy to cud?
Inny przypadek. Młoda kobieta, mama dwójki dzieci nagle dowiaduje się że ma raka. Jest w szoku i przerażona. Dzieci są jeszcze małe, a ona ma tyle rzeczy do zrobienia w życiu. Razem z rodziną jedzie do Zawady i tam gorąco modli się o zdrowie. Potem jest operacja, leczenie. Niezwykle ciężkie. Wypadają jej włosy, brwi. Ale kobieta nie traci wiary, wciąż wierzy, że pokona chorobę. Kilka miesięcy później lekarka, która prowadzi jej leczenie oznajmia jej że jest wyleczona. Rok później wykonane badania nie stwierdzają żadnych zmian chorobowych. Czy to cud?
Podobnych pytań można postawić dziesiątki czy nawet setki. Bo przypadków niezwykłych uzdrowień, narodzin czy cudownych ocaleń parafialne księgi w ciągu kilkuset lat notowały wiele. I co może zaskoczyć nawet największych sceptyków do dziś mają one miejsce. Wiele z nich pewnie nigdy nie ujrzy światła dziennego bo dotyczą spraw bardzo osobistych. Jedynymi świadkami dowodzącymi tego, że były i wciąż się zdarzają są między innymi księgi wyłożone w Sanktuarium. Tu dziesiątki ludzi prosi i dziękuje za to, co w życiu ich spotyka. Dzieje się tak od kilku setek lat. Czy to cud czy przypadek?
Aleksander Rozsłanowski