Ma 56 lat, ale w życiu widział już wiele i sporo przeszedł. Nigdy nie waha się mówić tego co myśli, zwłaszcza jeśli jest przekonany, że ma rację. Często idzie pod prąd, bo jak mówi Stanisław Drobot „tylko martwe ryby płyną z prądem”.
W rodzinnej Głowaczowej gdzie mieszka znają go niemal wszyscy. Od 35 lat jest żonaty z ukochaną kobietą swojego życia Zuzanną. Mają trójkę dzieci i sześcioro wnuków. Nienajgorszy dorobek życia.
Jakiś czas temu Staszek pierwszy odważył się publicznie powiedzieć, że w jego wsi źle się dzieje. Chodziło o niedawno wybudowaną oczyszczalnie ścieków, dumę lokalnej władzy. Jakiś czas po jej oddaniu do użytku zaczęło z niej cuchnąć. Nie śmierdzieć a cuchnąć.
– Na początku, gdy była do niej podpięta tylko sama Głowaczowa nie było problemu – mówi jeden z mieszkańców pragnacy zachować jednak anonimowość. Ale jak podłączono do niej Grabiny, Przyborów i Chotową zaczął się koszmar.
Głowaczowa to jedna z piękniejszych wsi na terenie gminy Czarna. Położona w pobliżu lasu, na niewielkich wzniesieniach jest coraz bardziej atrakacyjnym miejscem gdzie osiedlają się ludzie z pobliskiej Dębicy i nie tylko.
Staszek pierwszy zaczął mówić publicznie, że śmierdzi – dodaje nasz rozmówca. Część ludzi była zdumiona. Staszek wprost zaczął mówić władzy, że coś jest nie w porządku. Ludzie byli w szoku, bo przyzwyczajeni byli że tę władzę tylko się chwali.
Drobot nie ma jednak zwyczaju owijać prawdy w bawełnę.
-Jak śmierdzi, to śmierdzi, ukryć to trudno – mówi Drobot. Ktoś tę oczyszczalnie wybudował, ktoś się nią chwalił. Ktoś odpowiada za ten stan rzeczy. Moja wieś cierpi.
Bardzo szybko zaczęły do niego dochodzić sygnały, aby się uspokoił.
-Narobisz sobie kłopotów – ostrzegali „życzliwi.”
Drobot jednak nie jest z tych, co mają miękkie kolana i klękają przed byle kim. Jest emerytowanym policjantem i strażakiem ochotnikiem. Widział w życiu wiele i sporo przeszedł.
W którymś momencie wokół Staszka zgromadziła się grupa ludzi nie tylko z Głowaczowej, która podobnie jak on nie do końca była zachwycona sytuacją, panującą w gminie. To wtedy pojawił się pomysł zorganizowania referendum odwołującego wójta. Tuż po tym jak wiadomość ta ujrzała światło dzienne omal nie pobito go pod sklepem w Głowaczowej.
-To byli lokalni pijaczkowie, ktoś ich podpuścił – mówi Drobot, ale sprawę zgłosił na policję.
Później w środku nocy „nieznani sprawcy” urządzili mu petardami kanonadę pod oknami. Znów dostał kilka sygnałów ostrzegawczych, aby się uspokoił. Nie usłuchał. Staszek został szefem Komitetu Referendalnego, ale do samego referendum nie doszło bo nie zebrano wmaganych ponad 1200 podpisów. Sprawa, wydawałoby się, została zakończona. Jednak nie. Po jakimś czasie Staszek dostał wezwanie na policję. Okazało się, że czegoś tam nie dopełnił w związku z organizację referendum. Poddał się dobrowolnej karze 50 zł z zaznaczeniem, aby została przekazana na Dom Dziecka w Dębicy. Ale to nie koniec. Za jakiś czas dostał wezwanie z sądu. Podtrzymano wysokość grzywny 50 zł grzywny i dołożono do zapłaty 80 zł kosztów sądowych. Wyrok jeszcze nie zdążył się uprawomocnić a już informacja o kłopotach Drobota w związku z referendum znalazła się w lokalnej prasie.
-Ostrzegaliśmy cię – mówili „życzliwi”. Masz czego chciałeś.
Drobot w swoim życiu przeszedł wiele.
-Mam swoją historię i jej się nie wypieram – mówi. To też dla mnie jakieś doświadczenie życiowe, ale ludzie mają większe kłopoty.
Staszek działa jako wolontariusz w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka przy parafii św. Jadwigi w Dębicy. To dość hermetyczne środowisko. Trafiają tam ludzie, którzy walczą z nałogiem alkoholowym. Nie chcą wypowiadać się podpisując swoim nazwiskiem, ale zgadzają się na wypowiedź anonimową.
-Stanisław to niezwykle uczynny i dobry człowiek – mówi jedna z osób koordynujących działanie Krucjaty. Nigdy nie odmawia pomocy. Potrafi zostawić wszystko i pośpieszyć z pomocą, gdy ktoś jej potrzebuje. Nieważne czy musi z kimś jechać do Przemyśla czy Krakowa. Zawsze jest gotów służyć pomocą i niczego za to nie oczekuje.
Inna osoba potwierdza te słowa.
Staszek to nie jest typ, który myśli tylko o sobie – mówi mężczyzna, który również chce zachować anonimowość. Jeśli spotkasz leżącego na ulicy człowieka od którego zionie alkoholem, większość ludzi przejdzie obojętnie. Staszek zatrzyma się koło niego i jeśli będzie potrzeba zawiezie go swoim samochodem do domu lub szpitala. To taki facet.
W Głowaczowej większość ludzi zna Staszka i wie że to facet niepokorny. Nawet jeśli za swoje słowa i czyny dostaje przysłowiowe baty nie zmienia zdania, jeśli przekonany jest, że ma rację. W nadchodzących wyborach postanowił, że będzie kandydował do Rady Gminy bo zdaje sobie sprawę, że jako radny więcej może zrobić, chociażby w sprawie śmierdzącej oczyszczalni. „Życzliwi” znów go ostrzegają, aby dał sobie spokój bo znów będzie miał kłopoty. Nie wystraszył się. Za kilka dni mieszkańcy będą mieli okazję swoimi głosami Staszka poprzeć lub nie. Wieś jest podzielona. Ci, którzy mieszkają najbliżej śmierdzącej oczyszczalni mają dosyć i chcą, aby przynajmniej ktoś dał im nadzieję, że sytuacja się zmieni. Ci, którzy mieszkają dalej od niej i są powiązani z obecną władzą będą przeciw niemu.
-Każdy wynik wyborów przyjmę z pokorą – mówi Drobot. Ja otwarcie mówię jak jest i co chcę zrobić. A chciałbym, aby w mojej wsi można było oddychać czystym powietrzem. Tak jak to było kiedyś zanim ktoś wpadł na pomysł, aby zbudować tu oczyszczalnię.
Ci, którzy znają Staszka wiedzą, że nie odpuści. Nie jest martwą rybą i nigdy nie płynął z prądem. To taki facet. I w tym jego siła.