Tylko na Ziemi Dębickiej fragment powieści Radka Raka zdobywcy Nagrody Literackiej Nike 2020 „Baśń o wężowym sercu … ” !

Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli nie jest powieścią historyczną, choć napisano ją z ogromnym szacunkiem dla ówczesnych realiów społecznych, obyczajowych i politycznych (co dokumentuje posłowie historyka UJ). Zawieszona między historią a mitem, opowieść o Szeli nie jest także swobodnym zmyśleniem, choć wyrasta z legend, w które obrosła postać chłopskiego przywódcy – zarówno tych prawdziwych, jak i tych stworzonych przez Radka Raka. Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli to historia o tym, gdzie szukać własnego miejsca w życiu i brawurowa próba stworzenia na nowo mitologii Galicji.

W powieści jak w kalejdoskopie śledzimy barwne losy młodego Kóby Szeli, wzrusza nas miłość, jaką obdarzyła go Żydówka Chana, czujemy razy pańskiego bata, przeżywamy zauroczenie zmysłową Malwą, wędrujemy przez krainę węży i świat okrutnych baśni, żeby na końcu zamieszkać w jaśniepańskim dworze i poczuć grozę rabacji 1846 roku.

Radek Rak opowiada historię o podłości i wielkości, które mogą kryć się w każdym człowieku, historię o Galicji i Polsce, i o ludziach, których niesymetryczne życiorysy składają się na misterny, nieoczywisty galicyjski fresk.

Radek Rak: „Jakuba Szelę znamy jako krwawego rzeźnika, narzędzie zaborcy austriackiego, zdrajcę narodu, upiora z Wesela. To jest wersja „szkolna“, czarna legenda, w dużej mierze prawdziwa, w jeszcze większej fałszywa. Nie pamiętamy właściwie białej legendy, w której Szela urasta do rangi chłopskiego Robin Hooda, kładącego kres szlacheckiej samowoli i gnębieniu ludu przez możnowładców, z dobrym cesarzem w tle. Biała legenda przez wiele lat była wśród chłopów żywa, sam te opowieści słyszałem we własnej rodzinie. Później próbowali tę wersję dziejów Szeli przywłaszczyć sobie komuniści, skutecznie ją obrzydzając; a jeszcze później nie było już chłopów i nikt tej legendy nie potrzebował; może kiedyś jeszcze będą chłopi i ta legenda wróci.“

Fragment:

I tak to szło: jednym winy odpuszczono, innym zatrzymano. Dobrzy byli dziedzic i łaskawi

Przyszła kolej i na Kóbę, komornika, to jest chama, który nie miał nic własnego i musiał mieszkać i pracować u innych. Kiedy mandatariusz odczytał jego nazwisko, chłopak nie do końca wiedział, że to o niego chodzi; nie używał nazwiska, odkąd ojciec wypędził go precz, gdy przez nieostrożne obchodzenie się z naftą chłopak puścił z dymem chałupę z połową gumna. Wszyscy mówili o nim: ten Kóba od Kohlmanna, Kóba-Szabeśnik albo Chudy Kóba. On sam również myślał o sobie w ten sposób. Dopiero Stary Myszka musiał go popchnąć, kiedy urzędnik po raz wtóry wyczytał:

Jakób Szela. Winien dwa dni kośby.

Mówią, że gdyby w tamten dzień dziedzic byliby z Kóbą inaczej postąpili, wiele spraw potoczyłoby się innym torem i wielu krzywd można by uniknąć. Jeśli przyjrzeć się czasowi, widać wyraźnie, że to, co ważne, zawsze zaczyna się od spraw błahych. Od byle czego zaczynają się miłości, te przynoszące szczęście i te przynoszące ból, i te, które przynoszą jedno i drugie. Od byle czego wybuchają wojny, w których giną wielkie rzesze ludzi, a ci, co przeżyli, pustynnieją gdzieś głęboko w środku i od tego spustynnienia trudno ich czasem nazywać ludźmi.

Wydaje się więc, że nie ma pod słońcem rzeczy ważnych, są jeno rzeczy błahe, albo i na odwrót, i aby to rozeznać, potrzeba umysłu Bożego, nie ludzkiego, amen.

Powiadają tedy, że owego dnia Jakób wystąpił z szeregu chamstwa z podniesionym czołem, choć tak naprawdę to miał Kóba nogi jak ze słomy i mało nie narobił w gacie. Dopiero karbowy Mychajł, chłopisko suche i żylaste, ucapił go za oszew i postawił przed jaśniepanem.

Dziedzic zerknęli na parobka pobieżnie. Cham jak cham, oni wszyscy jednacy. Pan mieli już serdecznie dość tych tępych gęb, pan chcieli się zabawić.

Dwadzieścia i pięć — rzucili obojętnie.

Panie, dwa dni kośby… — mandatariusz odezwał się niepewnie.

Szlachcic zgromił go wzrokiem.

Będziesz mnie, gryzipiórku, pouczał? Dwadzieścia i pięć. Kajzer wszak zezwala, prawo przy mnie. Nuże.

Potem mówili, że Jakób dzielnie wytrwał do końca i nawet nie mrugnął okiem. Karbowy lał go i lał, a ten tylko wpatrywał się w dziedzica, i spojrzenie miał złe, bardzo złe. I kiedy pan podsunęli mu na koniec pierścień do pocałowania, Jakób nań napluł, za co otrzymał jeszcze dziesięć kijów, choć statuty Kajzera Józefa sprzed lat mówiły: góra dwadzieścia pięć, i basta. Z kolei inni powiadali, że Kóba po dziewiętnastym razie padł na ziemię bez przytomności. Dziedzica to chamskie nieposłuszeństwo wielce rozsierdziło, kazał więc wymierzyć mu jeszcze dziesięć kijów, choć prawo mówiło: góra dwadzieścia pięć, i basta.

Specjalne podziękowania za udostępnienie fragmentu powieści Radka Raka „Baśń o wężowym sercu ..” dla Wydawnictwa Powergraph – Wydawcy powieści dębiczanina.

Przeczytaj także: Radek Rak zdobywcą Nagrody Literackiej Nike 2020 !!!

Podziel się z innymi

Shares

Więcej informacji...

My i nasi partnerzy uzyskujemy dostęp i przechowujemy informacje na urządzeniu oraz przetwarzamy dane osobowe, takie jak unikalne identyfikatory i standardowe informacje wysyłane przez urządzenie czy dane przeglądania w celu wyboru oraz tworzenia profilu spersonalizowanych treści i reklam, pomiaru wydajności treści i reklam, a także rozwijania i ulepszania produktów. Za zgodą użytkownika my i nasi partnerzy możemy korzystać z precyzyjnych danych geolokalizacyjnych oraz identyfikację poprzez skanowanie urządzeń.

Kliknięcie w przycisk poniżej pozwala na wyrażenie zgody na przetwarzanie danych przez nas i naszych partnerów, zgodnie z opisem powyżej. Możesz również uzyskać dostęp do bardziej szczegółowych informacji i zmienić swoje preferencje zanim wyrazisz zgodę lub odmówisz jej wyrażenia. Niektóre rodzaje przetwarzania danych nie wymagają zgody użytkownika, ale masz prawo sprzeciwić się takiemu przetwarzaniu. Preferencje nie będą miały zastosowania do innych witryn posiadających zgodę globalną lub serwisową.