Działo się to w czasach, gdy działał już na świecie internet, a wiara w świętego Mikołaja, krasnoludki i inne dobre duszki odchodziła w niepamięć. W pewnym domu położonym na skraju lasu żyły sobie dwa braciszki i ich rodzice. Chłopaki jak to chłopaki, grzeczne nie były, więc sporo czasu i energii zajmowała opieka nad nimi.
Rodzina mieszkała na uboczu. Wokół ich domu pełno było drzew, a zimą na śniegu nie brakowało tajemniczych śladów zwierząt i innych stworzeń. Nocą ze strychu dochodziły dziwne odgłósy budząc trochę strach, trochę zaciekawienie. Dom był stary, drewniany ze swoją historią i tajemnicami. Pełno w nim było zakamarków i schowków, a każdy miał swoją historię.
Pewnego grudniowego wieczoru mama włączyła chłopcom płytę z bajką Marii Konopnickiej ” O siedmiu krasnoludkach i sierotce Marysi”. Po kilku minutach bracia tak zasłuchali się z jej treść, że usiedli spokojnie i z uwagą chłonęli słowa opowiadania. Pora była zimowa. Za oknem śnieg sięgał kolan, tak, tak jeszcze były takie zimy. W domu ogień huczał w kominie. A niezwykłe słowa o przygodach krasnoludków, które to wychodzą ze swoich podziemnych siedzib i idą w świat pomagać dobrym ludziom rozpalały wyobraźnie malców. Noc już była ciemna, gwiazdy lśniły na granatowym niebie. Na choinkach przezd domem przysypanych śniegiem świeciły się elektryczne lampki. Było cicho i bajkowo.
-A wiecie, że takie krasnoludki to też w naszym domu żyją? – powiedziała do chłopców mama, gdy bajka się skończyła.
-Jak to, przecież my ich nigdy nie widzieliśmy? – odparł zdumiony starszy malec.
-Bo one ludziom, jak kiedyś pomagają, tylko nie pokazują się domownikom. Ale czuwają nad tym, żeby dzieci spokojnie w nocy spały i niz złego się im nie śniło. Są i u nas, czasem jak dzieci proszą to coś im w kącikach zostawiają, jakiś smakołyk. Ale spełniają życzenia tylko grzecznych dzieci – opowiadała mama.
Chłopcy słuchali z otwartymi ze ździwienia ustami, nie mogąc uwierzyć, że takie niecodzienne rzeczy mają miejsce w ich domu.
Rankiem następnego dnia bracia postanowili poszukać krasnoludków. Podczas spaceru dostrzegli na śniegu wiele śladów, z których przynajmniej część, ich zdaniem, musiała należeć do tych małych stworzeń.
-Krasnoludki muszą tu być! To rzecz pewna! – przekonywali siebie nazwzajem i zawzięcie szli po śladach przeszukując bliższe i dalsze zakamarki. W końcu zmęczeni wrócili do domu niczego nie znajdując. Byli mokrzy i zniechęceni.
-Nie ma żadnych krasnoludków, wszystko przeszukaliśmy!
-A bo one w domu teraz mieszkają, a nie na polu – spokojnie odpowiedziała mama. Im też jest zimno, a też lubią ciepły i przytulny dom. Są i u nas w domu, sama je widziałam. Takie malutkie, śmieją się czasem z kącików domu do nas. I czuwają, żeby wam się nic nie stało.
-Naprawdę? – nie mogli wyjść ze zdumienia bracia.
-Tak, tak, są u nas i czasem jak się poprosi to dzieciom mogą dać gumę lub ulubiony cukierek – mówiła śmiejąc się mama. Właśnie poprosiłam ich, żeby w waszych pokojach zostawili wam gumę.
Na te słowa bracia jak burza pobiegli do swoich pokojów, gdzie na stolikach leżały najprawdziwsze kostki ich ulubionej gumy rozpuszczalnej! Lepszego dowodu na istnienie skrzatów im nie trzeba było!
Od tej pory bracia bardziej uważnie rozglądali się po swoim domu usiłując dostrzec krasnoludki. One nie za bardzo chętnie chciały się im pokazywać, ale często spełniały ich prośby, gdy zgodnie prosili o cukierek lub gumę.
-Kranoludki, dajcie gumę! – prosiły zaglądając pod łóżka lub za szafki. Rodzice na ten widok z trudem tłumili śmiech.
I guma pojawiała się to na biurkach w pokojach, czy stole w kuchni. Zawsze po równo dla każdego, żeby nie było powodów do sporów pomiędzy nimi. Chłopcy każdy taki podarunek przyjmowali z wielką radością, i raźniej im też było mając świadomość, że w ich domu są skrzaty które czuwają nad ich bezpieczeństwem.
Tak minęło trochę czasu. Bracia pomni na to, co sobie o nich pomyślą krasnoludki byli jakby grzeczniejsi, chociaż nie zawsze. Czasem usiłowali wypatrzeć skrzaty lub, wręcz się na nich w zamaskowanych strojach zasadzić, żeby chociaż przez chwilę zobaczyć tajemnicze stworzenia. Daremnie! Były sprytniejsze od malców, ale nigdy nie odmawiały im gumy czy cukierka, gdy byli grzeczni.
Aż pewnego razu, gdy chłopcy już trochę podrośli mama powiedziała im, że krasnoludki opuściły ich dom. Była akurat wiosna, wszystko budziło się do życia.
-Nasz krasnoludki poszły do innych domów, gdzie są małe dzieci, żeby ich pilnować. Z was to już duże chłopaki wyrosły! Już sobie w życiu dajecie radę sami! Bo krasnoludki wiedzą, że to maleńskie dzieci potrzebują najwięcej opieki, żeby im się co złego nie stało. A im teraz wiosną łatwiej po świecie wędrować, żeby innych rodzin potrzebujących pomocy szukać.
Nie ucieszyła ich ta wiadomość. Nawet któremuś się oko zaszkliło z żalu, ale nie dali po sobie poznać, że tak przywiązali się do tych niewidzialnych skrzatów.
-No to prawda – przyznał starszy braciszek, który akurat miał za tydzień piąte urodziny, przytulając młodszego. My to już sami sobie radę damy. Niech idą skrzaty innym pomagać.
-Niech idą! – przytaknął mu młodszy. My już prawie dorośli jesteśmy!
Kilka dni po tym zdarzeniu malcy ze zdumieniem dostrzegli, że na ich biurkach w pokojach znów leży kostka ulubionej gumy.
A ich mama ze śmiechem wcześniej ukradkiem obserwowała, jak w tajemnicy przed sobą, jeden i drugi nawzajem odwiedzali pokoje brata ściskając w ręku kostkę ukradkiem zaoszczędzonej gumy.