Dzisiaj dużo mówi się o padającym śniegu. Jest kilka lub kilkanaście stopni na minusie i nagle wszyscy na FB udostępniają i komentują jakby nigdy takich temperatur nie widzieli. Pamiętam jak w latach 90 – tych na ulicy Witosa były takie śniegi, że robiliśmy z nich bandy i graliśmy w hokeja na głównej ulicy.
Samochodów wtedy było kilka na całej ulicy, nikt praktycznie nie jeździł więc drogi były puste. Jak zalodziło ulice to z Witosa na Sikorskiego jeździło się na łyżwach po ulicy. Całe chmary dzieciaków szalały na lodzie od rana do późnego wieczoru.
W lecie mieliśmy inne zajęcia. Pamiętam koło 3-go Mają, od strony Witosa pochowane za śmietnikiem pospawane rurki i mini rampy, skocznie zrobione przez nastolatków. Rozkładali je w dzień na ulicy i skakali jak na skateparku. Wszystko robiły dzieciaki same, nie tak jak dziś że dzieci nie mają kreatywności. Na boisku piłkarskim przed sezonem spółdzielnia rozsypywała ziemię którą sami musieliśmy sobie rozgarnąć bo boisko było tak wydeptane że wystawały cegły i kamienie po budowie osiedla.
Dziś rośnie tam trawa i trzeba ją kosić bo praktycznie nikt nie gra i nie ma ją kto wydeptać. Pamiętam miejsce obecnego aquaparku, wchodziło się przez okna, a w środku młodzież z Zatorza zrobiła własnoręcznie skatepark na którym mogliśmy jeździć gdy padał deszcz. Wyobraża sobie dziś ktoś coś takiego? Że dzieciaki mające po 12 czy 15 lat robią własny skatepark? Lepiej w internecie napisać że miasto go nie zrobi, a samemu nie robi się nic.
Na tamie ciężko było się rozłożyć z ręcznikiem w upalne dni było tam po 100/150 osób z osiedla i okolic. Jeśli uczniowie w lecie wagarowali to nie gdzie indziej jak na tamie można ich było spotkać, hehe. Wiele razy nauczyciele tam chodzili i kazali wracać do szkoły.
Na 3-go Maja młodzież sama zrobiła boisko do piłki nożnej i siatkówki. W lecie ciągle były tam rozgrywane turnieje w których ludzie z Zatorza organizowali drużyny ze swoich bloków. Dziś to jest nie do pomyślenia. Pamiętam też wojny na ulice – podczas któych dzieciaki robiły tarcze z kartonów i blok na blok się atakowali jabłkami, a nawet i kamieniami. Gdy ktoś przyszedł do domu poobdzierany nikt z tego powodu nie robił problemu tak jak dziś. Największa karą było siedzenie w domu, kiedy inni byli na zewnątrz, dziś niestety jest na odwrót. W śmingus dyngus pod kościołem zbierała się grupa kilkudziesięciu osób z wiadrami wody, nikt nie przeszedł suchy. Dziś młodzież nie wie co to za święto.
Takie było moje dzieciństwo na Zatorzu. Pamiętacie te czasy?
Czytelnik
Artykuł ukazał się po raz pierwszy na Ziemi Dębickiej w lutym 2023 roku.