Lipcowy wieczór, godzina 18.00. Jestem umówiona w Wiluszówce z Panią Elżbietą Janowicz z Wrocławia, wnuczką Tobiasza Zuckera, przedwojennego właściciela Wiluszówki i córką Michała Roga, Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata, który uratował życie jej mamy Jadwigi Róg z domu Zucker podczas Holokaustu. Pojawia się elegancka starsza pani z mężem. Niedługo potem dołącza do nas Renata Nagawiecka, obecna właścicielka „Wiluszówki”.
Sentymentalna podróż do przeszłości, przedwojennej Dębicy, czasów okupacji i powojennych lat jej dzieciństwa trwała blisko 3 godziny. Przyjeżdża do Dębicy od kilkudziesięciu lat. W latach powojennych, kiedy jej rodzice Michał Róg i Jadwiga (Regina) Róg z domu Zucker zamieszkali w Ziębicach (w 1980 roku przenieśli się na stałe do Wrocławia) razem z rodzicami i siostrą bliźniaczką przyjeżdżały na wakacje do pobliskich Witkowic skąd pochodził ich ojciec. Do Dębicy i domu rodzinnego swoich dziadków Zuckerów i mamy nie bardzo mieli po co przyjeżdżać, bo budynek tuż po zakończeniu wojny został zarekwirowany przez władzę ludową i kolejno mieściły się w nim różne urzędy: sąd, komornik, notariusz, urząd stanu cywilnego, księgi wieczyste, milicja.
Pamiątki rodzinne: Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, fotografie i akty zgonu
Pani Elżbieta przynosi dwie duże teczki zapełnione dokumentami i fotografiami jej rodziców. Poprosiłam ją o przywiezienie wszystkich materiałów jakie znajdują się w jej posiadaniu, a które wiążą się z jej rodzicami i ich wojenną historią.
Po raz pierwszy Pani Elżbieta skontaktowała się ze mną następnego dnia po czerwcowej publikacji na portalu ziemiadebicka.pl artykułu o jej rodzicach w 24. rocznicę nadania tacie Michałowi Róg tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Informacja o artykule dotarła do niej do Wrocławia od rodziny z Witkowic, która przeczytała artykuł na Ziemi i skontaktowała się ze mną przez FB.
W dwóch dużych teczkach Pani Elżbieta ma sporo materiałów dotyczących swoich rodziców i ich rodzin. Największe wrażenie na mnie robią stare przedwojenne i tuż powojenne, doskonale zachowane fotografie rodziców i dwa dokumenty z getta w Bochni poświadczające śmierć jej dziadków. Bardzo interesująca jest wykonana najprawdopodobniej przed 1939 rokiem fotografia Michała Roga w oknie pokoju na poddaszu Wiluszówki, który wynajmował od Zuckerów przez kilka lat. Znaczną część dokumentów stanowią relacje świadków: Jadwigi, jej siostry Sabiny i innych osób przygotowane dla Instytutu Yad Vashem do przyznania Michałowi tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Jest także dyplom przyznany mu przez Instytut Yad Vashem.
Przedwojenna Dębica, wojna i Holokaust
Siadamy przy okrągłym stoliku w Wiluszówce i Pani Elżbieta zaczyna opowiadać: „Dzisiaj żałuję, że nie spisywałam relacji rodziców z czasów wojny. Wiele rzeczy umknęło i nie da się ich odtworzyć. Rodzice niechętnie wracali do czasów wojny i okresu powojennego. O pochodzeniu naszych rodziców dowiedziałyśmy się z moją siostra bliźniaczką Krystyną dopiero, gdy wyjechałyśmy na studia. Wcześniej ten temat w ogóle nie pojawiał się w rozmowach. Wynikało to pewnie ze względów politycznych. To był taki czas, lata ’60 XX wieku, potem nadszedł 1968 rok i wiadome zdarzenia. Historia moich rodziców rozpoczyna się w pod koniec lat 20 XX wieku. Tata od 1928 roku mieszkał jako lokator w domu rodziców mojej mamy Jadwigi Zucker przy ul. Rzeszowskiej w Dębicy. Mieszkał na górze willi, w małym pokoiku na poddaszu, którego okno wychodziło na ul. Rzeszowską. Był bardzo lubiany i goszczony przez moich dziadków Tobiasza i Fajgę Zuckerów. Zapraszali go na wszystkie święta i inne uroczystości rodzinne. W każdy piątek przychodził do nich na rybę po żydowsku. Gdy w 1939 roku, przed wybuchem wojny mieszkał u dziadków był już dojrzałym człowiekiem, miał 30 lat lata i pracował w Zakładach Mięsnych w Dębicy. Do Dębicy przeprowadził w pod koniec lat 20 XX wieku z rodzinnych Witkowic. Tata miał 4 braci i jedną siostrę. Mama Jadwiga, a właściwie Regina, bo takie pierwotnie nosiła imię, wówczas panienka miała 20 lat i była uczennicą. No i tata zakochał się w jednej z córek Zuckerów, mojej mamie Jadwidze, która była od niego młodsza o 13 lat.
Gdy w 1939 roku wojska niemieckie zajęły Dębicę przez pierwszych kilka miesięcy wszyscy jak dotychczas, bez zmian mieszkali w kamiennicy przy Rzeszowskiej. Wszystko zmieniło się w 1940 roku, kiedy rodzice z rodziną Zuckerów przenieśli się do drugiego budynku przy ul. Wielopolskiej. Tam niejednokrotnie u Michała w pokoju, gdy były łapanki ukrywała się Jadwiga i jej rodzina. Jadwiga pracowała jako sprzątaczka u Niemców. Od stycznia 1942 do kwietnia 1943 mama miała taką przepustkę, kennkartę, dzięki która umożliwiała jej wchodzenie i wychodzenie z getta do pracy w kaflarni. Dzięki tej pracy mogła pomagać swojej rodzinie: mamie Fani i ojcu Tobiaszowi, dwóm siostrom: Sabinie i Bercie z dzieckiem. Jadwiga miała też dwóch braci. Jeden z nich został aresztowany w 1941 roku i wywieziony na Gestapo do Rzeszowa, bo Niemcy uważali, że jest on angielskim szpiegiem. Po kilku miesiącach przetrzymywania go w więzieniu Niemcy go rozstrzelali.
W czasie kiedy moja mama znalazła się w getcie przez cały czas żywność dostarczał jej mój tata. Wyglądało to w ten sposób, że mama mieszkała w domu na terenie getta, którego okno wychodziło na stronę aryjską. Tata przychodził pod to okno, a mama spuszczała mu na sznurku koszyk i tata ten koszyk zapełniał żywnością, a mama go wciągała do mieszkania.
Gdy zaczęło się robić coraz niebezpieczniej i nasiliły się akcje eksterminacyjne wobec ludności żydowskiej w getcie tata zdobył od swojej koleżanki z Pilzna dla mamy papiery na nazwisko Jadwiga Cieśla i dostarczył je mamie do getta. Wtedy mając te papiery mama zdecydowała się, żeby uciec z getta.
Problem pojawił się jednak w związku z jej pracą, wchodzeniem i wychodzeniem z terenu kaflarni. Na bramie wchodząc trzeba było oddawać przepustkę. Odbierało się ją przy wyjściu. Pewnego dnia gdy skończyła pracę chciała odzyskać przepustkę. Pan Goldman, strażnik w getcie tej przepustki należącej do mamy nie oddał na gestapo, bo wiedział, że „cośsię szykuje” i celowo ją zostawił mamie żeby mogła uciec. Wtedy mama zdecydowała się nie czekać i zdecydowała się na ucieczkę. W nocy zeskoczyła z okna i schowała się w ubikacji sklepu przy ul. Kolejowej u wujka Staszka, czyli brata mojeo ojca Michała. Wujek miał tam niewielki sklep. Jadwiga schowała się w tej ubikacji i do rana przeczekała. Rano przez kogoś dała znać tacie, że tam jest. Być może ktoś ją tam zauważył i powiadomił tatę, w każdym razie tata po nią przyszedł. Tą osobą która powiadomiła tatę, że mama tam czeka była najprawdopodobniej pani Klimaszewska. Tata przyszedł wtedy i przeprowadził mamę w nocy przez miasto i poszli w kierunku Kawęczyna, to była wieś Piaski teraz to ulica Piaski. Potem stamtąd mama poszła do Grabin i tutaj wsiadła do pociągu i pojechała do Krakowa. Tam w Krakowie miała znajomych. Mieszkała u Państwa Ropskich. Wspominała jeszcze, że gdy jechała pociągiem spotkała w nim mieszkańca Dębicy, który ją rozpoznał, ale poprosiła go, żeby jej nie zdradził i nie wydał. Mężczyzna jej nie wydał i mama dojechała do Krakowa i udała się do znajomych m.in. do Pani Sobali.
W międzyczasie z getta w Dębicy, które było już w likwidacji przewieźli do getta w Bochni rodziców mojej mamy, a moich dziadków: Fanię i Tobiasza Zuckerów. Mój tata również im do getta w Bochni dostarczał żywność i wiadomości od mamy, że żyje i jest w Krakowie. w 1943 w lutym zmarł najpierw ojciec Jadwigi, a mój dziadek Tobiasz Zucker. Powiedzieli, że na nowotwór żołądka, ale to oczywiście nie prawda. Potem zmarła mama Jadwigi. W chwili śmierci dziadek miał 57 lat, a babcia 50 lat. Mam ich świadectwa zgonu wydane w getcie w Bochni. Siostrę mojej mamy Sabinę wysłano do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W 1945 Jadwiga mieszkała w Krakowie u Państwa Ropskich. Któregoś dnia, na ulicy Jadwiga spotkała swoją siostrę Sabinę. Jadwiga nie poznała Sabiny, która była potwornie wychudzona po obozie koncentracyjnym, ale Sabina poznała Jadwigę. Z całej dębickiej rodziny Zuckerów przeżyły tylko one dwie.
Zuckerowie w Dębicy Dziadek Tobiasz Zucker był bardzo znaną i szanowaną osobą w przedwojennej Dębicy. Przy ul. Rzeszowskiej na tyłach dzisiejszej Wiluszówki prowadził skład materiałów budowlanych. Był także kimś w rodzaju przywódcy społeczności żydowskiej w Dębicy, zasiadał także we władzach miejskich. Tuż po wybuchu wojny stanął na czele Rady Żydowskiej w Dębicy (Judenratu) i wspierał lokalną społeczność żydowską. Dzisiaj teren wokół Wiluszówki ma ok. 60 arów. Przed wojną teren należący do dziadka był znacznie większy. Na tyłach Wiluszówki był nie tylko skład materiałów budowlanych, ale także stajnie, pomieszczenia gospodarcze i wiele innych rzeczy. Dziadek dziadek ten dom kupił najprawdopodobniej w połowie lat 20 XX wieku. Mama Jadwigi Fajga zajmowała się domem i piatką dzieci: Jadwigą (Reginą), Bertą, Sabiną, Mailechem i Maurycym. O wcześniejszej historii willi Wiluszówka opowiedziała nam jej obecna właścicielka Renata Nagawiecka:”Budynek został wzniesiony przez notariusza Kazimierza Wilusza w roku 1900. Wilusz zmarł w 1919 roku i potem willa została zakupiona jak potocznie mówiono przez bogatych przedsiębiorców Zuckerów, którzy na tyłach willi prowadzili wielki skład budowlany. Z tyłu były też stajnie i inne pomieszczenia. Za czasów notariusza Wilusza była tam także prywatna konna straż pożarna. Dom był obszerny, miał kilkanaście pokoi. Na na górze budynku mieszkała służba. Dom został zakupiony przez Zuckerów najprawdopodobniej około roku 1922-1923. Wilusz, który przez rok, w 1904 był burmistrzem Dębicy był także znanym filantropem. Ofiarował m.in. nieruchomości dla sióstr Służebniczek, a Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” otrzymało od niego działkę na której stanął budynek „Sokoła” , dzisiejszej „Śnieżki””.
Wojenne losy Sabiny Zucker Po 1943 roku rozdzielona z rodziną Sabina Zucker trafiła do obozu koncentracyjnego w Oświęcimu. Nie miała wówczas jeszcze 18 lat i aby przeżyć dodała sobie lat żeby dostać się do grupy, która pracowała. „Sabina, siostra Jadwigi, gdy przebywała w obozie w Oświęcimiu dodała sobie lat, powiedziała, że jest starsza, żeby móc pójść do pracy, bo była zbyt młoda, żeby iść do pracy do komanda. Sabina szła z marszem śmierci. Wcześniej w obozie dokonywali na niej doświadczeń. Sabina przeżyła obóz i marsz śmierci, ale bardzo mocno odbiło się jej to na zdrowiu. Po wojnie Sabina razem z Jadwigą przyjeżdżały do Dębicy. Pamiętam, jak któregoś roku siedziałam z ciocią Sabiną tutaj, przed Wiluszówką na takich starych, zielonych ławkach. Sabina opowiadała mi całą swoją historię, wspominała te bardzo trudne czasy okupacji, obozu. Wspominała marsz śmierci i co się podczas niego działo. Potem okres, kiedy znalazła się na zachodzie i czas kiedy stamtąd wracała do Polski, do Krakowa. W pamięć mi zapadła jej opowieść jak ukrywała się w polu między ziemniakami i żeby przeżyć jadła te surowe ziemniaki i szła dalej, by dotrzeć do Krakowa. I w tym Krakowie w 1945 roku, na ulicy spotkała Jadwigę. I dowiedziała się, że wszyscy z rodziny nie żyją i zostały tylko one dwie. Wsiadły potem do pociągu i przyjechały do Dębicy. I tutaj zobaczyły, że nie ma nikogo z rodziny i znajomych, a dom jest zarekwirowany przez władze ludową. Wróciły wówczas znowu do Krakowa i tam mama znowu spotkała tatę. Pobrali się w Witkowicach w 1946 roku i wkrótce potem wyjechali na Ziemie Odzyskane, do Wrocławia i tam zamieszkali na stałe. Tutaj w Dębicy nie chcieli mieszkać. To była ich świadoma decyzja o wyjeździe na ziemie zachodnie. Tam w 1947 przyszłyśmy na świat ja i moja siostra bliźniaczka Krystyna” – mówi Elżbieta Janowicz.
Jak podkreśla Pani Elżbieta mama bardzo niechętnie wracała do wspomnień z czasów okupacji. Jakiekolwiek zapytania o ten czas kończyły się najczęściej jej płaczem. Jak mówi, nawet kiedy potrzebowała na studia jakiś papierów, to jak u mamy odezwały się wspomnienia to zaczynała płakać i było po rozmowie. Zdecydowanie więcej niż od mamy i taty o tych czasach dowiedziała się z opowiadań cioci Sabiny. Tata też tych czasów okresu okupacji nie chciał wspominać.
„Swoje zachowanie względem mamy i wyświadczoną jej pomoc, która uratowała jej życie traktował jako coś normalnego, nic nadzwyczajnego. Kiedy mówiliśmy mu, że może warto ubiegać się o tytuł i medal Sprawiedliwego mówił, że nie trzeba. O przyznanie tytułu zaczęłam się starać już po śmierci taty . Procedury trwały blisko 4 lata i tytuł został przyznany w 1995 roku. Odebrała go w imieniu taty podczas uroczystości w Krakowie moja mama. Była tym bardzo wzruszona. Różę, która wówczas otrzymała zasuszyliśmy i mamy ją do dzisiaj” – dodaje Pani Elżbieta.
Wakacje w Witkowicach i Wiluszówka za czasów władzy ludowej
Od podstawówki, każde wakacje pakowaliśmy całą rodziną walizki i przyjeżdżaliśmy do domu rodzinnego mojego taty w Witkowicach. Zdarzało się, że pojechaliśmy do Dębicy, zobaczyć dom dziadków Zuckerów, Wiluszówkę, ale to był wtedy przez cały czas już urząd. My jako dzieci takie wizyty odbieraliśmy jak wycieczkę, natomiast nasza mama bardzo przeżywała każdą wizytę w swoim dawnym, rodzinnym domu. Wchodziła do budynku i przyglądała się w jakim jest stanie, czy nie niszczeje, czy się nie leje woda po ścianach, czy dbają o niego. Budynek generalnie był w dobrym stanie, na bieżąco dzięki odpowiednim zapisom w umowach przeprowadzane były niezbędne remonty. Jego stanu też na bieżąco przyjeżdżając do Dębicy pilnowała mama pisząc różne pisma z prośbą o remonty. Budynek był cały czas własnością mamy, ale bez możliwości jego użytkowania, bo mieściły się w nim urzędy. Zawsze gdy mama przychodziła do urzędu była bardzo serdecznie przyjmowana przez urzędników i prezesa sądu. Nikt nie wytykał, że jest to budynek pożydowski. Do mamy urzędnicy odnosili się można rzec ze współczuciem i zrozumieniem. Sąd z budynku wyprowadził się w 1999 roku. Od 2000 roku Wiluszówkę zaczęła dzierżawić Renata Nagawiecka, która stała się jej właścicielką w roku 2005 i wówczas przeprowadziła w nim gruntowne remonty. W dużo gorszym stanie był natomiast drugi budynek na tyłach Wiluszówki w którym ulokowała się przychodnia przeciwgruźlicza. Był zawilgocony i w fatalnym stanie technicznym. Przez lata nikt o niego nie dbał.
Pokój na poddaszu
W przerwie rozmowy idziemy z Panią Elżbietą i jej mężem do pokoju na poddaszu w którym mieszkał jej tata, Michał Róg. Do pokoiku wiodą oryginalne, pamiętające początki kamiennicy kamienne schody ze zrekonstruowanymi poręczami. Pokoik znajduje się na trzeciej, ostatniej kondygnacji budynku. Kiedyś w okresie przedwojennym, w czasach notariusza Wilusza w tym pomieszczeniu mieszkała służba. Pozostała część ogromnego wówczas strychu była otwartą przestrzenią, bez podziału na pomieszczenia. W sąsiedztwie pokoju znajdował się zbiornik na wodę – na wypadek pożaru. Dzisiaj w sąsiedztwie pokoju Michała są jeszcze trzy inne pomieszczenia. Z pokoju na poddaszu jest piękny widok na ulicę Rzeszowską. W pamiątkach Pani Elżbieta ma zdjęcie taty wyglądającego przez to okno na dziedziniec Wiluszówki. Dzisiaj sama stanęła w tym oknie i pozwoliła uwiecznić ten moment na fotografii.
Sentymentalna podróż do przeszłości, przedwojennej Dębicy, czasów okupacji i powojennych lat, dramatycznej, ale szczęśliwie zakończonej wojennej historii jej rodziców dobiegła końca.
Mam nadzieję, że ta mało znana dotychczas historia Michała Roga i jego żony Jadwigi oraz jej rodziny przywróci pamięć o człowieku, który ryzykował własnym życiem, aby ratować życie innych ludzi.
Marzena Mordarska – Czuchra
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie tylko za zgodą redakcji portalu ziemiadebicka.pl
Artykuł ukazał się po raz pierwszy na portalu ziemiadebicka.pl w lipcu 2019 roku.